sobota, 31 grudnia 2011

Ostatni dzień starego roku

Troszkę się opuściłam, nie piszę na bieżąco ;)
Mama wyszła ze szpitala w czwartek. We własnym domu, odświeżona, po dobrej kolacji od razu lepiej się poczuła. Znajome chrapanie, kichanie, czy szczekanie to miłe akcenty w porównaniu ze szpitalną atmosferą.

No i Nowy Rok powitamy razem :)
Wiem, bardzo mi zależało, by tego właśnie Sylwka, pierwszego bez Czarka spędzić nie w domu, ale ze znajomymi. Niestety nie wyszło. Nie można mieć wszystkiego :)
Za to Sylwester z przyjaciółmi - jak najbardziej :D Będzie Ula, mama, tata no i karen :D Strasznie się cieszę, że przyleciała z Anglii i już za dwie godzinki się zobaczymy :D
Ula mnie namawia, żebym pojechała po karen samochodem... Chyba się przełamię, choć pogoda nie sprzyja. Pierwsza zupełnie samodzielna wyprawa, hihihi... Ale jazda :D

Ależ ta kaczka pachnie... mam nadzieję, że jutrzejszy obiad się uda. Na dzisiaj zrobimy jakieś przekąski, ale to już z karen. Wymyśliłam sobie pieczone śliwki zawijane z boczek, zawijaski z ciasta francuskiego z parówkami i krewetki w cieście piwnym - żeby tylko się nie okazało, że zmarnowałam piwo a jeść się tego nie da :D

Ciągle mam przed oczami ostatniego Sylwka. Czarka pijącego szampana z wielkiego, przechodniego kielicha :D To było tak niedawno, a jednocześnie wydaje się jakby wieki temu. Było cudownie, wspaniali ludzie, zabawa przez kilka dni. Tyle niezapomnianych obrazów, słów, gestów. Płaczę i śmieję się jednocześnie. Te same wspomnienia mogą być zarazem bolesne, jak i dające otuchę, radosne. Nie wiem jak to się dzieje. Tak bardzo tęsknię, tak bardzo chciałabym wypłakać się za wszystkie czasy... I tyle smutku wokół. Ula nadal bez pracy (nie mówiąc o mnie...), mama czekająca na operację. Dobrze, że ten tragiczny rok już odchodzi. Oby kolejny był lepszy, oby dał nadzieję na dobrą przyszłość. Zdrowia, uśmiechu i szczęścia. Tego wszystkim nam życzę!!

wtorek, 27 grudnia 2011

I po Świętach

Smutne to były Święta. Brakowało Czarka, brakowało mamy, choć wpadaliśmy do niej codziennie.
Dziwnie jakoś tak było. Dobrze, że już mamy to za sobą.

Mamę wypisują w piątek. Ale to nie koniec. W poniedziałek jedziemy do Anina, mają tam zadecydować czy podejmą się operacji, czy nie. Ale kilka dni wytchnienia będzie... Czyli Nowy Rok też szpitalnie się zacznie. Ale cóż robić. Ważne, że jest nadzieja i wiara, że wszystko będzie dobrze. I tego się trzymam.

sobota, 24 grudnia 2011

Wigilia

Pierwsza Wigilia bez Czarka.
Już sam ten fakt sprawia, że Święta nie będą takie jak zwykle.
Jakby tego było mało, mama zostaje w szpitalu. Czuje się dobrze, ale lekarze wolą mieć na nią oko. Nie dziwię się, nie chcą brać na siebie odpowiedzialności. Tętniaka musiała mieć już od wielu lat, ale z takim draństwem to nigdy nie wiadomo, kiedy da o sobie znać.

Pójdziemy do mamy z opłatkiem, wezmę kawałek pstrąga, za którym przepada, może trochę zupy grzybowej, kilka pierogów (dzieło Uli :))... Sama nie wiem, tak trudno robić Wigilię w szpitalu. Ale chcemy by choć jakąś jej namiastkę mama miała. O prezentach nie myślimy. Coś tam każdy przygotował, ale poczekamy z tym do czasu, gdy mama już wróci do domu.

Wigilię spędzaliśmy z Czarkiem przez wszystkie lata na zmianę - jednego roku u moich, drugiego u Jego rodziców. Ostatnia była u nas - zaprosiliśmy obie rodziny do naszej części. Było bardzo miło i przyjemnie. Jak rzadko kiedy. Teraz to wydaje się, jakby było pożegnaniem z Czarkiem. Wiem, ze już wymyślam, dopasowuję pod siebie, ale tak właśnie czuję. Znowu wszystko powraca. To co mówił, co robił. Jak czyścił żyrandol, ustawiał książki. Jak pokazywał swojemu tacie karabin (spoko, taki na kulki, ale wyglądający jak prawdziwy) a teściowi zamek się zaciął ;) Takie duperele, ale tylko to mi zostało, tylko takie wspomnienia, ochłapy codzienności. No i ból. Ten chyba nigdy nie przeminie. Jest stłumiony, odepchnięty na bok przez inne problemy, tym nie mniej istnieje. I często, gdy najmniej się tego spodziewam wychodzi z ukrycia i wali jak obuchem w łeb. A w szczególne dni, takie jak dziś, to dopiero ma używanie.

Tej nocy prawie nie spałam. Dużo myślałam o mamie, o Czarku. Płakałam. I kroiłam cebulę do śledzia. Ale to nie przez nią leciały mi łzy. Jest mi tak smutno. Wszyscy teraz cierpimy, ale musimy się trzymać. Tata dzielnie daje sobie radę, choć bardzo przeżywa każdą wiadomość od mamy, każdy telefon. Ula dużo czasu z nami spędza. Sama zrobiła sałatkę, uszka, no i... pierogi :D Co prawda narzekała, że wyszły jej twarde jak podeszwa, ale to wierutne kłamstwo!! Nie umywają się wprawdzie do maminych... ;) ale są pyszne!! A wczoraj pojechała do mamy, pomogła jej głowę umyć, poczuć się choć odrobinę lepiej w tej smętnej szpitalnej rzeczywistości.

No nic, czas wracać do kuchni. Jeszcze dużo przede mną.

Kochani, niech te Święta będą dla nas chwilą odpoczynku, wytchnieniem od codziennego zabiegania. Spędźmy je wśród bliskich, z uśmiechem na twarzy i spokojem w sercu. Wolałabym widzieć wirujące płatki śniegu za oknem... ale cóż, nie będzie śnieżnie, ale niech będzie przynajmniej ciepło i przytulnie.

czwartek, 22 grudnia 2011

Niepomyślnych wieści ciąg dalszy

Poszerzenie okazało się tak naprawdę tętniakiem aorty i to dużym 6 cm.
Wczoraj przewieziono mamę do innego szpitala, gdzie mamy rejonową kardiologię.
Syf i malaria, ale pocieszam się, że w tej chwili robione są jedynie badania.
Okaże się, czy w ogóle można podjąć się operacji, bo tętniak zlokalizowany jest bardzo blisko serca.
Wiadomo też, że mama może z nim żyć i 10 lat, ale nigdy nic nie wiadomo.
Skoro już go wykryli, to lepiej przebadać mamę na wszystkie strony.
Teraz zawieźli ją na tomografię klatki piersiowej gdzieś na Mokotów.
Mam nadzieję, że jutro lekarz już będzie bardziej chętny do rozmowy.
Ja w każdym razie mam już dosyć świąt. Upiekę jeszcze mięsiwa, ale tylko dlatego że muszę, bo czekają przygotowane. Reszta mi zwisa, nie mam na nic siły a jeszcze się przeziębiłam.

:(

wtorek, 20 grudnia 2011

... a właśnie, że nie jest :(

Wykryli u mamy poszerzenie aorty. Mają się jutro skonsultować z kardiologiem.
Widocznie za dużo było dobrych wieści. Zawsze musi się coś spieprzyć?

Jest dobrze!! :D

Lekarka powiedziała, że ponieważ objawy zniknęły po 24h - to nie jest to udar sam w sobie lecz przemijające niedokrwienie mózgu. Ale jego przyczyn może być tak wiele, że często trudno je określić... Jednak u mamy zauważyła przy ostatnim EKG pewną niemiarowość bicia serca - i właśnie temu przypisuje niedzielny atak.

W każdym razie jutro powtórzą jeszcze EKG i echo serca, no i mamę wypisują :D
Strasznie się cieszę, że tak to się potoczyło. Ale rąbnęło nas wszystkich niesamowicie. Dowiadywałam się jeszcze w poradni przyszpitalnej - mam tam mamę po świętach zapisać na kontrolę i na badania, jeśli takie będą zlecone.

No i jakoś to będzie. Znowu powolutku do przodu :D

Wczoraj tdd wpadł na chwilę. W sumie "wpadł" to za dużo powiedziane - to ja zleciałam do bramy :) Chwilę pogadaliśmy, każde z nas ma jakieś problemy, ciekawe czym nas zaskoczy Nowy Rok... Ale miło było choć na moment się spotkać, dostałam jak zwykle upominek :) Od dawna już Tomek tak z Czarkiem spotykał się dwa razy w roku i przekazywał dla mnie koszyczek świąteczny. Nie zerwał ze zwyczajem i bardzo się z tego cieszę. A na dłuższe pogaduchy musimy się później umówić. Bo jest o czym rozmawiać...

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Ulga

Jest dobrze. Jest nawet super :D Mamę wypisują w środę!!

To był lekki udar i właściwie prawie wszystkie objawy się cofnęły.
Niesamowita ulga i odprężenie. Aż się wierzyć nie chce, że wczoraj najgorsze myśli przelatywały przez głowę, a dziś chce mi się skakać z radości (innym też!!) :D
A jak mama się cieszyła... Uśmiech na twarzy, rześki głos... Naprawdę lżej mi się zrobiło na sercu. Znów chce się żyć :D

Pogoda taka piękna, niesamowite słońce... Cudnie... Ale na Święta mogłoby trochę sypnąć śniegiem. Tak nie za dużo... Ale choć odrobinkę :D

niedziela, 18 grudnia 2011

c.d.

Jednak wezwałam pogotowie.

Zastanawiałam się, czy to nie udar. Ledwo wygooglałam go sobie i zaczęłam czytać - odezwała się Radiojoyka w sprawie mamy. Jej tata kiedyś przechodził udar, pogadałyśmy, że jednak warto po karetkę zadzwonić... Naradziłam się z rodziną... i zadzwoniłam.

No i mama jest już w szpitalu. Prawdopodobnie jest to udar niedokrwienny. Zostanie na obserwacji 9 dni. Pojechałyśmy do niej z Ulą, żal było ją tam zostawiać, ale siła wyższa. Ważne, że jest pod opieką i lekarka powiedziała, że to jest lekka wersja... Dobre i to.

Dziękuję wszystkim, którzy są dla nas wsparciem, pocieszają dobrym słowem. Wiem, że nie ma tak naprawdę za co dziękować... Ale to cudowne, że jesteście :D

A tak na koniec, malutki szczególik... Jakby tego wszystkiego było mało - telewizor wziął i padł... Ten rok mi wyjątkowo podpadł... Poszedł precz!!

A na zajęciach wpisali mi nieobecność usprawiedliwioną. I tak dobrze, że nic wielkiego nie robili, bo jak jeszcze szkołę bym miała w plecy, to nic tylko leżeć i kwiczeć.

Niespokojna niedziela

W skrócie - w piątek jeździłam po mieście z tatą (usiadł z tyłu, żeby mi nie zasłaniać ;) ) i było super!! Naprawdę fajna sprawa, nawet niezłe korki zaliczyłam...

Na weekend zawitała do nas Ula. I całe szczęście. Była mi dziś bardzo pomocna.
Mama nam coś zaniemogła. W pewnym momencie ot tak, z rana poczuła się dziwnie słabo, ciśnienie jej podskoczyło, zaczęła niewyraźnie mówić. Usta w lewym kąciku nie ruszają się, jakby opadły. Nie wiem, czy to jakieś porażenie mięśni twarzy... Zaserwowałyśmy jej leki i położyłyśmy, żeby odpoczywała. Okropnie się czułam, bo musiałam jechać do szkoły - na 9-tą miałam egzamin z Rachunkowości. Ula mnie zawiozła i później po mnie przyjechała. Inne zajęcia już sobie darowałam. Martwimy się wszyscy. Niby jest teraz lepiej, ale niezupełnie. Jutro tata wezwie lekarza do domu. Wierzę, że będzie dobrze. Musi być. Będzie :D

Ogólnie smutny weekend... Wczoraj zmarła Cesaria Evora, dziś Vaclav Havel...

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Pierwsza przejażdżka :)

Weekend udany :D

Rozpoczął się u Uli śledzikiem... Ale bez zbytnich wariactw, bo w sobotę rano miałam zasiąść za kółkiem ;) No i zasiadłam :D Kilka okrążeń po okolicznych uliczkach i wyjechałam z Ulą na miasto!! Muszę jeszcze przyzwyczaić się do biegów, ale sam samochód dobrze wyczuwam. Jak na pierwszą jazdę, to było super :D Pojechałyśmy do Czarka, no musiałam się pochwalić :D Strasznie się cieszę, że dobrze się w autku czuję. Na Wielkanoc wybieramy się rodziną na działkę. Z przyjemności poprowadzę, już się nie mogę doczekać ;)

Ależ sobotnia wódka gruszkowa u Plusza była zdradliwa :) Póki siedziałam było OK, później było już trochę gorzej ;) Ale do domu dotarłam cała i zdrowa. Przespałam się trochę i poszłyśmy na 2-godzinny spacer szlakiem Wojciechów - na wał i dalej za kościół na Siekierki. Niesamowicie zmienia się okolica. Tyle nowych domów, osiedli... A kiedyś mówiliśmy, że Ula mieszka w ciszy i spokoju, jak na wsi... Jeszcze niech tylko samą Bartycką odnowią i będzie koniec raju ;)
A spacer był super :D Musimy tak częściej wychodzić. Rozruszałam się i otrzeźwiałam zupełnie ;) I pogoda byłą piękna, słoneczko przygrzewało... Nie to co dziś. Nic tylko spać ;)

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Nagroda :)

I co Wy na to?

Głosujący

Zwycięzcami i zdobywcami nagrody, książki "Smaki Północnej Italii" Marleny De Blasi, w listopadowej edycji konkursu Wybory Kulinarnego Bloga Roku 2011 za komentarze, wśród głosujących zostali:

agni
Jestem zachwycona tym daniem. Poczułam się jakbym odbyła podróż w czasie i w przestrzeni :D Zamiast ponurych, zadymionych ulic za oknem - widzę piękne krajobrazy. Może to Toskania, może Lombardia - nie mam pojęcia, nie byłam tam (jeszcze). Ale wiem, że jest pięknie, ciepło i słonecznie. Delikatny powiew wiatru niesie słodki zapach ananasa. Aromat grillowanego kurczaka zaostrza apetyt. Uwielbiam takie połączenie - drobiu z owocami. Z pewnością wypróbuję to danie, bo zapowiada się wyśmienicie. Prosto a jednocześnie pomysłowo podane jeszcze bardziej zachęca do degustacji. Szkoda, że nie można już, w tej chwili skosztować go :D

Już zdążyłam zapomnieć, że brałam udział w konkursie... Zagłosowałam na przepis, napisałam komentarz... i wygrałam książkę... a wymienili mnie na pierwszym miejscu, hihi :D

A głosowałam na przepis, który zresztą wygrał - Pollo con pina z bloga Nika gotuje



Ula! Trza się wybrać do tych Włoch, skoro nie byłam tam (jeszcze) ;)

sobota, 3 grudnia 2011

Miłe początki dnia

W śnie śmiałam się. I to tak fajnie, serdecznie, beztrosko. Gdy się budziłam, czułam spokój, odprężenie, niesamowitą lekkość na sercu. Byłeś w tym śnie. Śmiałeś się razem ze mną. Twoje oczy, tak zmieniające się gdy byłeś rozbawiony... Powiedziałam Ci kiedyś, że Twoje oczy śmieją się razem z Tobą. Tak było i teraz. I było to zupełnie naturalne, prawdziwe. Przebudziłam się, gdy Viki szturchała mnie wilgotnym nosem. Poczułam się tak zwyczajnie, jakbyś był koło mnie. Ale obyło się bez łez. Bo cały czas czułam i słyszałam Twój głos, zapach, Twoją obecność. Widziałam, że byłeś i to mi wystarczało. Byłam gotowa na kolejny dzień.

A w szkole... nuuuudy... co ja tu będę się rozpisywać... angielski na 5 :)

Ula jest u nas, ale przez tę szkołę nie mam czasu żeby pojeździć. Jak wracam to jest już tak ciemno, że nic tylko.. pić ;) Nie mówię, że się tak strasznie alkoholizujemy... ale prawdą jest, że nikomu na taką pogodę już się z domu nie chce ruszać.

Ale obiecuję sobie, że w najbliższym tygodniu zasiądę w końcu za kierownicę. Noszzz... czas najwyższy, bo już prawie zapomniałam jak się jeździ.

No i zaczęłam sprzedawać modele Czarka... Ciężko mi było się za to zabrać, ale jakoś ruszyłam... Wystawiłam 6 sztuk, dziś 2 poszły, 3 kolejne są w licytacji do poniedziałku, tylko jednym nikt się nie interesuje. Może dlatego, że polski ;) Jakby ktoś się interesił... to link w zakładce Allegro :)

czwartek, 1 grudnia 2011

Capiło? Winne serki... ;)

Jakiś czas temu wzięłam udział w konkursie na potrawę, w skład której wchodzi ser i/lub wino...
Zaproszono nas na degustację win i serów do Winarium - relacja z wczorajszego wieczoru TUTAJ.
Każdy z nas dostał torbę pełną serów, butelkę wina i książkę Marka Kondrata Odkrywanie smaku.

Dzięki Uluś za zawiezienie i przywiezienie z powrotem do domciu :D Nie wiem jak ja bym z tymi serkami śmierdzielkami jechała autobusem... A tak to tylko w Twoim samochodzie capiło starym kozłem :D :D

W piątek robimy kolejną degustację - tym razem w domu :) Trzeba się przecież pozbyć tych aromatów z lodówki...

Migawka z wczorajszej degustacji ;)


niedziela, 27 listopada 2011

Piątkowo... w weekend :D

Jestem w ciężkim szoku :D

Praca kontrolna z rachunkowości na 5
Praca kontrolna z ekonomii na 5-
Test z prawa na 5-

I to wcale nie oznacza, że tak łatwo było ;)
Ciężko trzeba było sobie zapracować na takie oceny... Niewiele piątkowych było.
Normalnie cieszę się jak głupia :D

Znowu mały kroczek... no dobra 3 małe kroczki do przodu :D

Za tydzień dalsze zmagania...

piątek, 25 listopada 2011

Sennie...

Przede mną szkoła, do oddania dwie prace kontrolne i test z Elementów prawa.
Uczę się i uczę i nic mi nie wchodzi do głowy... Jakbym się położyła, to w kilka sekund bym usnęła... Nie wiem co się dzieje. Chyba jednak wcześnie pójdę do łóżka. Jeszcze jutro będę miała czas na powtórkę.
Ech... na co mi przyszło na stare lata ;)

Jutro Plusz kończy 35 lat... Chciałabym mieć tyle, hihi :)
Na imprezę do klubu nie idę, no bo zajęcia... Za to po szkole będziemy się integrować!! Chyba do Remontu pójdziemy na jakieś piwo. Od nastu lat tam nie zaglądałam. Pewnie zmieniło się nie do poznania.

Na koniec kartka od Uli :D

wtorek, 22 listopada 2011

Mam prawko!!

Mam!! Świeżutkie, jeszcze ciepłe :D
Ale zdziwko - teraz dają na prawku dwa zdjęcia - jedno w kolorze, drugie czarno - białe.
Po wyjściu Ula spytała mnie, czy siadam za kierownicą :) Mogłam ją nastraszyć i zgodzić się, hihihi :D
Ale ćwiczyć to ja będę na Astrze. Niech no ja się do jednego autka przyzwyczaję.

Wczoraj damakarro tak mi napisała:
wyobraziłam sobie jak Twój Czarek chodzi za św. Krzysztofem i prosi go aby Ciebie pilnował ilekroć usiądziesz za kierownicą :)
Znowu się wzruszyłam... Mam nadzieję, że Czarek jest ze mnie dumny i też będzie miał na mnie oko ;)

...dodane później...

Za to jak zwykle życzliwa Radiojoyka gruchnęła mi prosto z mostu:

Straszne. Uważaj żeby się nie pognietło. W ramkę i na ścianę :D

i wygrzebała jeszcze to :D

poniedziałek, 21 listopada 2011

Wreszcie!!

(2011-11-21 15:52:07) Prawo Jazdy do odbioru w Urzędzie
Yupi!!!!!!!!

No to jutro odbieram w urzędzie prawko, w szkole indeks a w ZUSie składam podanie...
Super, no i jakoś się kręci :D

niedziela, 20 listopada 2011

Bez samochodu też może być fajnie ;)

Ostatnio wspomniałam Pluszowemu, że piszę bloga. Mówiłam, że miałam nadzieję, że jak tak się wygadam do Czarka, to będzie mi łatwiej. I że faktycznie coś w tym jest.
Napisał mi...
oni tam pewnie też maja dostęp do sieci :D
Wiedział, że w stosunku do mnie, do nas może sobie na taki żart pozwolić. Właśnie tego potrzebuję, żeby ludzie nie bali się dowcipkować, śmiać, wspominać Czarka. Dzięki temu jeszcze mocniej czuję, że On jest blisko, że dalej żyje w naszej pamięci. Także to, że fizycznie Go nie ma wcale nie oznacza, że nie może np. napić się z nami piwa :) Nasi przyjaciele coś o tym wiedzą...

Weekend minął zupełnie bez samochodu. No cóż... Siła wyższa, dalej czekam na dokument. Ale za to były poranne dłuugie spacery z Viką. Dzięki Ula, że mnie namówiłaś :) Mam nadzieję, że wejdą mi w krew i częściej tak będę zwiedzać stare zakątki Powiśla :D

A w ogóle, to humor mi się poprawił. Miłość wśród znajomych kwitnie :D Trzymam za Was kciuki chłopaki (i za Wasze dziewczyny oczywiście też ;))!! Jednak ten rok nie zostawi po sobie samych smutnych zdarzeń. To brzmi dobrze :)

czwartek, 17 listopada 2011

W oczekiwaniu...

Przedwczoraj opłaciłam prawko i z niecierpliwością czekałam na wieści, że jest gotowe do odbioru. A tu lipa. Wczoraj spóźniłam się kilka minut z telefonem (też wymyślili, żeby urząd do 16-tej "pracował"), więc dziś z rana zadzwoniłam. Okazało się, że zanim pchną sprawę dalej, to potrzebują oblookać potwierdzenie wpłaty... Przesłałam je zaraz faxem, no i... przed chwilą zobaczyłam taki komunikat:
(2011-11-17 12:52:21) Prawo Jazdy: Przyjęto wniosek - trwa postępowanie administracyjne.
No, ale sęk w tym, że na jutro z pewnością się nie wyrobią. W sobotę oczywiście urząd nieczynny. A tak już się nastawiłam na jeżdżenie z Ulą z samego rana w weekend... Kolejny wolny mam dopiero za 2 tygodnie. Szkoda. Ale nic to, będziemy za to opijać prawko przez te kilka dni :D :D W połączeniu z imieninami Taty ;)

Pogadałam sobie trochę z karen w nocy. Taka oczyszczająca rozmowa. Dobrze mi zrobiła, mogłam zrzucić z siebie ciężar. Dzięki Uś, dzięki że jesteś :D

Przypomniało mi się, że zrobiłam to prawko, no i znowu buzia mi się śmieje :D

środa, 9 listopada 2011

A po nocy nastaje dzień

Nocne zmory na szczęście pierzchły ;)

Rano tata woła Vikę na spacer. Czuję, że leży mi w nogach i próbuje wstać, ale nic z tego. Patrzę, a ta sierota siedzi w poszewce... Musiałam rozpiąć guzik, żeby mogła się wydostać. Psy potrafią być bezbłędne. Jak ona tam wlazła zostanie jej słodką tajemnicą ;)

Biorę się za pracę z rachunkowości. Temat - Charakterystyka dokumentów bankowych. Właściwie, to muszę tylko zakończenie wymyślić, samą pracę już mam w kompie. Tiaa... w kompie... Ale kobieta wymyśliła sobie, że mamy ją napisać odręcznie. Zrobiłam sobie już próbkę, ale pisanie 13-14 stron to jakiś koszmar. Zupełnie odzwyczaiłam się od tego. Kiedyś pisanie długopisem to przecież była normalka, a teraz tylko stuka się w klawiaturę. Ech... ale cóż robić. Jak chce kobieta męczyć się z rozczytywaniem, to jej sprawa ;)

Jutro idziemy na Habemus Papam - mamy papieża. Właściwie to już w ostatniej chwili, bo przestają grać. Recenzje są różne, ale ciekawa jestem postaci, jaką gra Jerzy Stuhr, którego uwielbiam. Podobno rola idealna dla niego, zagrał brawurowo. No, ale to nietuzinkowy aktor, więc nie dziwota ;)

Jakoś noc mnie natchnęła na Stinga... Czarek co chwilę nastawiał Desert Rose, więc teraz dla przypomnienia...



A dla mnie jeszcze nostalgiczny kawałek Fragile

Po północy

Sen nie nadchodzi, za to przychodzą różne niepotrzebne myśli. W radio leci Sting, ale nawet on nie pomaga.

Gdy miałam cel przed sobą - zrobienie prawka - było jakoś łatwiej. Nie przejmowałam się niczym, starałam się wyciszyć, nie denerwować. I to się sprawdzało. Teraz jest gorzej. Pewne słowa ranią. Wspomnienia sprawiają, że serce boli. Potrzebuję przyjaźni, nie litości. Czy można tego nie odróżniać?

Cieszę się, że nie poczułeś tego co ja. Pamiętam Twoją twarz, taką spokojną. I mam wrażenie, że odszedłeś w odpowiednim momencie (jeśli w ogóle taki był). Zanim zdążyłeś usłyszeć, zobaczyć, odczuć to, co ja teraz przeżywam. Nie byłoby Ci fajnie na duszy.

Miałam zdecydowanie zbyt długą przerwę w zajęciach. Teraz to się zmieni. Znowu będę się uczyć, pisać kolejne prace kontrolne. Znów zajmę czymś umysł, żeby nie myśleć o głupotach, czy o przykrych rzeczach.

Gdzie Ty do cholery się podziewasz? Pogłaszcz mnie po karku, tak jak zwykle... tak jak niedawno... boszzz... tyle miesięcy temu... to jak całe wieki temu.

wtorek, 8 listopada 2011

Podobno dzieci i ryby głosu nie mają...

O co w tym wszystkim chodzi? Można zgadzać się z księdzem Adamem, można polemizować... Ale wprowadzać zakaz wystąpień publicznych? Gdzie wolność słowa, wolność wypowiedzi? O ile łatwiej komuś zamknąć usta niż wdać się z nim w dyskusję, czy wykazać że popełnił błąd. Co takiego w wypowiedzi księdza Adama wywołało święte oburzenie jego przełożonych ze zgromadzenia Księży Marianów? Raczej się tego nie dowiemy. Ale ciekawa jestem, co jeszcze wymyślą. Skoro mają zdecydować o dalszym losie księdza... może być intrygująco...
W każdym razie podpisałam się pod petycją w sprawie księdza, podobnie jak Ula i nasi rodzice.
Nie wiem, czy to cokolwiek pomoże, czy zaszkodzi. Ale czułam, że powinnam złożyć podpis, by być w zgodzie sama ze sobą.

Dla zainteresowanych, którzy nie słyszeli, nie oglądali - kontrowersyjny ponoć wywiad Moniki Olejnik z księdzem Adamem, po którym zakazano mu wypowiedzi publicznych...

poniedziałek, 7 listopada 2011

Nie zawsze świeci słońce ;)

Wizyta u doradcy finansowego. Męcząca. Przede mną 10 lat systematycznego odkładania... Radiojoyka mówi, że to długo. Mnie się wydaje, że już nie... Teraz inaczej przeliczam, a przynajmniej w tej chwili. Za chwilę minie rok od śmierci Czarka. Dziesięć takich okresów i minie 10 latek. Wiem, że to pewnie tylko ten rok minął tak szybko, kolejne mogą się już dłużyć. Ale co tam. Przynajmniej coś odłożę.

No a teraz dowiedziałam się, że muszę sobie jakoś Sylwka zorganizować. To znaczy - to moja decyzja, ale... właściwie nie miałam innego wyjścia. Miałam nadzieję na fajnie spędzony czas z przyjaciółmi, ale widać nie tym razem. Zależy mi na tym, by spędzić go wśród ludzi, nie w domu. Zobaczymy jak to wyjdzie ;)

Weekendowe oblewanko prawka wyszło tylko połowicznie - z rodzinką :D Ale miętówka się znowu polała, a i mamy zacne wino z aronii również ;) A jakie zrobiłyśmy z Ulą leczo... palce lizać... Już po raz kolejny tak dobrze wyszło, mamy jakiś siostrzany dar :D
Za to sobota u Dawidów odwołana, spotkanie z Jurkiem też. Ale niedługo znowu przyleci z Norwegii, więc jest szansa że wtedy i z nim i z Anią się zobaczę.

No, ale jak tylko dostanę plastik... to już nie ma to, to tamto - trzeba będzie je porządnie oblać!! :D

sobota, 5 listopada 2011

Czar dawnych lat

Ula mnie właśnie spytała - Co cię wzięło na takie stare kawałki?
Ano w Mam talent Marta Podulka zaśpiewała kawałek - The Moody Blues - Nights In White Satin. Bardzo mi się podobała jej aranżacja.
No i chciałam sobie odświeżyć oryginał... Piosenka, którą lubię, kiedyś często jej słuchałam... A starsza jest ode mnie ;)



A tutaj wykonanie Marty

środa, 2 listopada 2011

Praktyczny na plus!!

I nadszedł ten wiekopomny dzień...
Zdałam praktyczny na prawko!!!!!

Ludzieeee... sama w to nie wierzę :D
A buźka mi się śmieje od ucha do ucha :D
Niesamowita radość, że udało się za pierwszym razem.

Próbowałam teraz prześledzić trasę, jaką pokonałam... ale mam tylko jakieś fragmentaryczne kawałki, których nijak nie mogę ze sobą logicznie powiązać.
Ważne, że łuk, którego najmocniej się obawiałam poszedł idealnie, parkowanie prostopadłe w lewo też miodzio, ulice jednokierunkowe, ronda, zawracanie... pikuś!
Czuję się niesamowicie zmęczona, ale zajebiście szczęśliwa :D

Długo czekałam na wezwanie na plac manewrowy. Od 11:30 do 13:20. Sam egzamin - trzy zadania na placu + miasto zajęły 53 minuty. Więc w sumie, normalny przebieg. Za to Ula, która po mnie przyjechała wcześniej naczekała się biedulka... Kochana jesteś Siostra! :D A i mój instruktor ładnie się znalazł, bo przyjechał z kursantką pod WORD i wypytywał Ulę o mnie, czy już coś wie.

Dzięki za wszystkie gratulacje i dobre słowa. Będzie co opijać ;)

tdd mnie rozczulił... napisał mi, że wie, kto jest właśnie bardzo dumny ze mnie...
No i policzki zrobiły się mokre. Ale teraz już mogę, już się nie powstrzymuję przed łzami. Udało się, kolejny - ale już nie taki mały, a całkiem spory - kroczek zrobiony. A Czarek z pewnością cieszyłby się. Zawsze mnie na prawko namawiał.

Tata mi obiecał, że będę mogła jeździć jego Astrą. Trochę ona za duża w porównaniu do Fabii, ale trochę poćwiczę i będzie git. Musi być!

Yupi!!!!

wtorek, 1 listopada 2011

Zapal świeczkę

Nigdy bym się nie spodziewała, że tak wcześnie będzie mi dane palić świeczkę na grobie najbliższej mi osoby. Ale kto o takich sprawach w ogóle myśli?

Zapaliłam dziś znicz u Czarka. Ale nie był to znicz smutku ale znicz nostalgiczny - pełen wspomnień, spokoju. Często paliliśmy w domu świeczki, lubiliśmy ich blask, kojące ciepło. Nadal je palę. Sam widok płonącej świeczki daje mi poczucie odprężenia, koi ból, ogrzewa duszę.
Ania spytała mnie niedawno jak się czuję teraz, blisko Wszystkich Świętych.
Jest lepiej niż jeszcze kilka dni temu. Pewnie głównie przez egzamin - na nim się skupiam, nie chcę zawieść siebie, Czarka, przyjaciół. Nie chcę myśleć o przykrych sprawach, więc nie robię tego, nie rozklejam się (no dobra, wczorajszy wiersz trochę mnie rozebrał na czynniki pierwsze, ale pozytywnie).
Dzisiaj jest dzień jakich wiele, różniący się od innych tylko tym, że pojechałam do Wilanowa. Ale czy takie święto jest potrzebne? Może jest tylko po to, by przypomnieć ludziom o bliskich, którzy odeszli, zmusić ich by ruszyli się z ciepłych domków, postali w jeszcze większych korkach niż zwykle i pobiegali trochę po cmentarnych alejkach... Czarek i myśli o Nim są zawsze obecne, zawsze blisko mnie. Nie czuję konieczności jeżdżenia na grób. To podobnie jak z Bogiem - gdy mam potrzebę zwrócenia się do Niego, to robię to, bez względu na to gdzie jestem. Nie lecę od razu do kościoła. W zasadzie prawie wcale tam nie chodzę. Ech... lepiej się już w to nie zagłębiać ;)

No więc teraz przewrotnie ;) Jeśli ktoś jest zainteresowany - zamówiłam mszę za Czarka, 16 lutego (czwartek) o godz. 17:00 w kościele św. Anny w Wilanowie.




- dopisane chwilkę później -
Przeczytałam właśnie ostatni felieton Marcina Mellera, czyli jak mówi mój tata "mojego kolegi" ;)
Lubię kultury, w których urządza się pikniki na grobach bliskich, kiedy żywi mieszają się ze zmarłymi, płynie alkohol i dobre wspomnienia. Sam tak latami robiłem z przyjaciółmi.
Dokładnie tak samo czuję. I dlatego też tak bardzo spodobał mi się pomysł Dawida z małą buteleczką po pogrzebie, już tylko w naszym, przyjacielskim gronie. To jest kolejne dobre wspomnienie warte przypomnienia dzisiejszego dnia.

poniedziałek, 31 października 2011

Wiersz

Miałam się nie rozklejać, ale jednak łzy popłynęły...

Dostałam dziś wiersz, piękne słowa napisane specjalnie dla mnie.

Nie umiem nic więcej napisać, jak tylko - dziękuję...


POCHYLAMY SIĘ NAD SOBĄ - damakarro

Chociaż dzieli nas ptaków przestrzeń
i nieba wszystkie odcienie,
wciąż się pochylam nad Tobą
i zbieram w obłoków żagle,
każde Twoje westchnienie.
A potem wypuszczam je wolno,
kładąc się pod wysokim drzewem,
zamykam oczy i słucham
jak szeleszczą Twoim ciepłym oddechem.
Wciąż się pochylam nad Tobą
gdy łzy po Twych policzkach płyną,
z szarych chmur wycinam chusteczki
i twarz delikatnie nimi ocieram,
by potem je rozwiesić nad moją doliną.
I siadam wtedy pod drzewem wysokim,
gdy krople z chusteczek na ziemię spadają,
w niemym zachwycie rośnie me serce,
widząc jak od łez Twoich, kwiaty zakwitają.
Lecz gdy się śmiejesz cicho lub głośno
to Ty, nade mną się pochylasz,
szczęśliwy leżę pod wysokim drzewem
i patrzę jak na wschodzie
słońce najpiękniejsze dla mnie wychylasz.

piątek, 28 października 2011

Poimieninowo

Pobyt u Uli wydłużył mi się prawie do tygodnia ;)
Dwa dni spędzone na porządkowaniu grobów dały mi się niestety we znaki. A i podziemia Świątyni Opatrzności też powiały chłodem.
Zatkało mi zupełnie zatoki, nadal mam kłopoty z oddychaniem a w nocy budzę się co godzinę, bo tak mam wysuszone gardło i usta. Jeszcze kaszel mnie dodatkowo męczy. Dobrze, że w oskrzelach nic nie siedzi. Kuruję się, prawie nie wychodzę z domu - tylko na spacery z Viką, no i na jazdy doszkalające. Wczoraj byłam... Nawet jestem zdziwiona, że tak w sumie dobrze mi poszło. Nie mówię, że wszystko idealnie i za pierwszym razem wychodziło. Ale zupełnie nieźle. Jeszcze niedziela, poniedziałek i środa - przed egzaminem. No i zobaczymy jak mi pójdzie :D Muszę przecież dać radę :D

Imieniny Uli bardzo udane. Zresztą nie mogło być inaczej skoro kuzyni przyjechali. Dzielnie dotrzymywałam Wojciechowi towarzystwa przy piwku, a i Złota gorzka z miętą zacnie w gardła wchodziła :D Danusia jak zwykle wspierała mnie i Ulę. Nie wiem skąd u niej tyle ciepła i serdeczności... Zawsze potrafi tak dobrać słowa, gesty, by podnieść nas na duchu. Prawdziwy Skarb :D

Spadam wygrzać się do wyrka. Viki już czeka pod kocykiem. Wczoraj normalnie mnie wystraszyła. Obudziłam się w nocy, leżałam sobie na boku, wspominałam Czarka i poczułam nagle, jakby mi ktoś poprawiał kołdrę na plecach... Pierwsza myśl, że to Czarek. Po chwili - ty głupia kobieto! Przesunęłam ręką za siebie, żeby naciągnąć kołdrę i poczułam ciepło ciała... Mało nie krzyknęłam. Kompletnie zapomniałam o Viki, a ta chciała się wsunąć pod kołderkę... Dobrych kilka minut serce mi się uspakajało ;)
A tak w ogóle, to ostatnio znów mam tak, że wystarczy tylko myśl o Czarku i już dławi mnie w gardle i łzy kapią. Tak widocznie musi być i już. Ale dobrze, że nie jest tak na wciąż. Ból nie daje o sobie zapomnieć, ale takie chwile ogromnego smutku i przygnębienia trafiają się tylko od czasu do czasu.
Muszę być silna. Jestem silna! No! :D

środa, 26 października 2011

Sen kiki

Zawsze mnie interesują sny, w których pojawia się Czarek. To chyba nikogo nie dziwi ;)

Ostatnio dostałam wiadomość od kiki. Zastanawiała się nad pewną istotną dla niej sprawą i...
"wtedy przyśnił mi się Czarek i chciał mi coś ważnego powiedzieć a ja nie miałam jak się z nim spotkać. Widziałam go z daleka a nogi trzymały mnie w miejscu. Nie mogłam się ruszać, mój głos był zagłuszany przez samochody przejeżdżające obok. Szukałam sposobu żeby spotkać się z nim i co chwile byłam w innym miejscu. Im bardziej chciałam być bliżej niego tym skuteczniej wszystko sprzysięgało się przeciwko mnie. Trochę mnie to wymęczyło."
Ciekawe... ja też miewam z Nim sny, gdy mam podjąć ważną decyzję, gdy jakaś sprawa nie daje mi spać.
Czy to tylko podświadomość płata nam figle, czy jest w tym coś głębszego?

niedziela, 16 października 2011

Weekendowo

Wczoraj miałam wyjątkowo trudny dzień. Od samego rana strasznie brakowało mi Czarka. Nie mogłam ani pogadać ani wysłać smsa.
Totalny smutek. Nie łączyłam tego z faktem, że dziś mija 8 miesięcy. To po prostu tak na mnie spłynęło. Tęsknota. Potrzeba pogadania, opowiedzenia co dzieje się wokół mnie. O przytuleniu nawet nie wspominam.
Gdy jestem na zajęciach - ktoś mówi jakiś fajny kawał, jest jakaś śmieszna sytuacja - wydarza się cokolwiek, o czym chciałabym opowiedzieć Czarkowi. Już, natychmiast. I dupa. Nie ma takiej opcji. Mogę napisać do każdego, tylko nie do Niego. A to nie to samo. Niestety, mimo całej życzliwości i przyjaźni, jaka łączy mnie z rodziną i znajomymi...
Wczoraj wykorzystałam jednak Ulę... Do niej wysłałam smsa. I dobrze zrobiłam. Podniosła mnie na duchu, powstrzymała łzy. Zwróciła uwagę na coś innego, zajęła myśli przyjazdem kuzynów. Moment załamania minął, no a później już zajęcia mnie pochłonęły ;)
A dzisiaj... Na ekonomii kobieta niestety robiła regularne przerwy, więc moje myśli znowu leciały do tamtej daty... Spoglądałam na zegar na ścianie, odliczałam minuty. I to było silniejsze ode mnie. Ale jakoś to przetrwałam. Kolega usilnie starał się mnie rozbawić, bo zauważył że jestem smutna. W pewien sposób mu się to udało ;)

Kolejna para znajomych się rozwodzi (!), jakaś epidemia, czy co?
Ja z kolei chyba się wygłupiłam z jednym listem. Zero odzewu, więc chyba niepotrzebnie napisałam. Idiotycznie się czuję, gdy wokół same pary, a ja jak te piąte koło u wozu...
Spotkanie z Anią i Jurkiem w tym miesiącu też chyba nie wypali. Chyba coś jest w stwierdzeniu, że wdowy odstraszają :D

Ale imieniny Uli się zbliżają, więc oderwę się od smutków i marudzenia. Chcę się trochę pośmiać, powygłupiać. Dobrze, że spędzimy kilka dni razem i to z kuzynami :D

wtorek, 11 października 2011

A miało być tak miło...

Byłam dziś u teściów na obiedzie.
Było sympatycznie, nawet wesoło. Pod koniec wpadła Ula i była jeszcze sesja zdjęciowa z Ziemi Świętej ;)

Zaczęłyśmy się zbierać do wyjścia. Wróciłam z łazienki a tu teściowo opowiada Uli, że odstawiła zdjęcie Czarka (to z pogrzebu) głębiej na półkę, żeby nie było zbyt widoczne, bo nie może na nie ot tak po prostu patrzeć. Gdy rano wstaje, podchodzi, wita się z Czarkiem, mówi do Niego, ale tak na co dzień nie potrafi na tę fotkę patrzeć. Mówiła mi o tym już kiedyś, nie chciała bym to źle odebrała, a ja to szanuję.

Włączył się teść - ONA nie może patrzeć, ONA ryczy w samotności, ONA chowa zdjęcie, więc ja nie ubiorę choinki, bo będzie mi się źle kojarzyła, bo będzie pustka...

Mówię - mnie się prawie wszystko z Czarkiem kojarzy, każda rzecz, każdy przedmiot i gdybym w ten sposób zaczęła myśleć, to chyba bym zwariowała.

- Straciłem dziecko, to MÓJ ból
- To WASZ ból, wspólnie straciliście dziecko, może gdybyście razem starali się wspierać w cierpieniu, byłoby wam łatwiej?
- ONA nie potrafi się otworzyć, nam się cały świat zawalił, nie mamy już dla kogo żyć, straciliśmy syna, ty straciłaś męża ale możesz mieć jeszcze i 3 mężów...
- tato, ja już te słowa od ciebie usłyszałam, gdy żegnałam Czarka... i więcej nie chcę ich słyszeć, mam wielką prośbę - nie mów mi tak już nigdy więcej
- pffff... ogólnie się przyjęło, że wdowa może sobie jeszcze życie ułożyć i przykładowo tak mówię o tobie, że możesz mieć kolejnych mężów
- a czy chciałbyś, żebym powiedziała przykładowo o tobie - że gdybyś był młodszy to mógłbyś mieć kolejne dzieci? proszę tylko byś w ten sposób do mnie nie mówił, skoro mnie nie rozumiesz

Usłyszałam, że pozjadałam wszystkie rozumy, że jestem płytka, że chyba uważam go za głupka, który nie rozumie co mówię. A przecież on się bardzo cieszy, że ja swoje małżeństwo uważam za świętość, że chcę w tym wytrwać. On mi dobrze życzy i rozumie.

No i w tym cały problem. Nie rozumie. Ale się zaperza, bo to niesłychane, żebym ja miała swoje zdanie, inne od tego co on uważa za pewnik.

Dawno już przyznałam się sama przed sobą, że nie mogę reszty życia poświęcić na użalaniu się nad sobą i nad swoim cierpieniem. Ból czuję cały czas, ale uczę się go poskramiać by normalnie żyć.
Ale gadania, że mogę jeszcze mieć męża nie zdzierżę. Od nikogo. To moje życie, co będzie to będzie, ale nikomu nic do tego. Dla mnie teść zachował się tak, jakby nie miał uczuć. Więc niby czemu mają go obchodzić czyjeś? Co z tego, że rani?

Może kiedyś przeczytam te słowa i będę się śmiała, a przynajmniej dziwiła mojej dzisiejszej reakcji. Ale teraz, w tej chwili czuję się okropnie. Wiem, że niepotrzebnie się zdenerwowałam. Znam przecież teścia, wiem na co go stać. Ale - jak już pisałam dziś Ani - od razu stanęła mi przed oczami scena sprzed kostnicy. I pytanie teścia, czy będę chciała leżeć obok Czarka, bo przecież jestem młoda i jeszcze sobie życie ułożę. Nikomu nie życzę, by poczuł się tak jak ja wtedy i jak ja niestety ponownie dziś.

Spadam lulu. Jutro z rana jedziemy na działkę "zamknąć sezon" ;)
Pooddycham świeżym powietrzem, natlenię się i spojrzę z uśmiechem na świat.
Dzisiaj nastrój jest do dupy, ale to nie znaczy, że jutro ma być taki sam.

środa, 5 października 2011

Teoria na plus!!

Ufff... Udało się!!
Egzamin teoretyczny na prawo jazdy - godzina 16:00 - zdany!! Hurraaa :D
Zero błędów, a na dodatek zakończyłam jako pierwsza :D

Egzamin praktyczny w listopadzie... Trzeba sobie będzie przypomnieć wszystko, kilka dodatkowych jazd wziąć.

Ale się cieszę, no. Buźka mi się śmieje od ucha do ucha :D :D

poniedziałek, 3 października 2011

Witaj szkoło ;)

Weekend minął owocnie, choć nie do końca tak, jak planowałam.

Z pójścia na FOM zrezygnowałam już dawno, bo wolałam nie zawalać szkoły.
Jednak bardzo żałuję, że nie udało mi się dotrzeć w sobotę do agness i Davida.
Chciałam znowu dobrze się poczuć, pośmiać, powygłupiać.
Jednak z siłą wyższą się nie dyskutuje. Musiałam wrócić po szkole do domu. O zdrowie trzeba dbać. Wszyscy wokół mnie są teraz bardzo wrażliwi w tej materii. Każdy skok ciśnienia, osłabienie, alergia włączają głośny alarm. Na szczęście wszystko wróciło do normy.
No i z goldi i Piotrem nie zobaczyłam się. Bardzo mi na tym zależało, ale trudno. Poczekam na kolejną okazję.

Co do szkoły...
Zasady Rachunkowości - kobitka (Jagoda) na pierwszy rzut oka sympatyczna. Twierdzi, że można się z nią dogadać, że damy radę, tylko musimy być WYTRWALI! Jedno ale - kiepsko tłumaczy, bardzo chaotycznie. A co tu dużo mówić - na kierunku Rachunkowość, jego główny przedmiot powinien stać na wysokim poziomie.

Technika Biurowa - nasz opiekun, trochę zakręcony, cały czas w ruchu, nie może ustać nawet chwili w jednym miejscu. Co do Jagody - mówi, żebyśmy dali jej szansę, może się rozkręci. On sam jej nie trawi, nie lubi, więc jeśli nasze zdanie o niej się nie zmieni, to będzie załatwiał innego nauczyciela na kolejny semestr.

Elementy Prawa - fajny siwy facet. Wydaje się być surowy, ale po bliższym spotkaniu bardzo zyskuje. Z pewnością jest dokładny i zasadniczy, ale myślę, że to nie jest złe.

Podstawy Ekonomii - kobitka ciekawa, interesująco prowadzi zajęcia. Nie dyktuje suchych definicji, ale opisuje wszystko na konkretnych przykładach.

Angielski - młoda dziewczyna, sympatyczna. Ciekawa jestem jak sobie poradzi, bo te zajęcia będą dla niej sporym wyzwaniem - nie dość że poziom grupy od zupełne zero do średnio zaawansowany plus, to będzie się musiała uczyć razem z nami... Nie ma bowiem pojęcia o rachunkowości, a co za tym idzie i nie zna kompletnie związanego z nią słownictwa. A ma to być właśnie angielski zawodowy. Może być zabawnie :D

Jeszcze będzie Statystyka. Chyba nikt za nią nie przepada... Ale kiedyś dawałam jej radę, więc może i tym razem się uda.

Misiek... Ty też na stare lata dokształcałeś się :D Ile ja Ci w tym pomagałam, to już nie będę mówić... Teraz moja kolej. Dam radę ;)

piątek, 30 września 2011

Najbliższe dni

Wczoraj Ula przekazała mi smutną wiadomość. Małżeństwo, które było z nią na wycieczce, miało wypadek. Wracali samochodem do Niemiec, gdzie mieszkali. Mężczyzna zginął na miejscu, jego żona jest w szpitalu. W Ziemi Świętej odnawiali przysięgę małżeńską, byli ze sobą 46 lat. I to w tym wszystkim jest dla mnie najgorsze. To była dla nich forma pielgrzymki dziękczynnej, która zakończyła się tragedią. Chociaż sama odczułam, jak kruche jest życie, to nadal mnie to przeraża.

Czuję małe zniecierpliwienie, podniecenie przed szkołą. Przed studiami też tak miałam? Nie pamiętam :) Na dodatek, to rachunkowość... Na co ja się porywam? Bilanse, aktywa, środki trwałe... Jak ja to wszystko ogarnę, hihihi...

No i najważniejsze... zapisałam się na egzamin na prawko. Na razie tylko na teorię - przyszły tydzień. Muszę teraz wziąć się za powtarzanie testów, bo kompletnie nic nie pamiętam :)

czwartek, 29 września 2011

Adele

Mam dziś nastrój na Adele. Wyjątkowe brzmienie głosu, balladowy nastrój, ale często z dużą dawką ekspresji - a to wszystko w mieszance pop, soul i bluesa. Mnie akurat podoba się :)







A tutaj cover The Cure Lovesong



I jeszcze oryginał... To były czasy... ;)

środa, 28 września 2011

Chwila dla siebie

Miałam dziś prawdziwą chwilę relaksu :D
Spędziłam półtorej godziny w Salonie Spa na zabiegu Pełnia życia. Moja twarz, szyja i dekolt poddane były peelingowi, masażowi i nawilżaniu... I nie były to tortury, wręcz przeciwnie - bardzo miłe doświadczenie. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo mam suchą skórę. Wchłaniała preparaty jak gąbka. Muszę zdecydowanie częściej dawać jej pić...
Po zabiegu skóra jest jedwabiście gładka, jak pupcia niemowlaka ;) A wszystko to dzięki jednej z moich kochanych przyjaciółek, która sprezentowała mi Zaproszenie Upominkowe do salonu. Kochana dziewczyna. Wiedziała, że ja sama w życiu bym się nie zdecydowała na taki wypad. Zdecydowanie zbyt kosztowna przyjemność.

Ula wreszcie wróciła z wojaży. Myślałam, że to tylko bajki... ale jakiś arab chciał ją za 40 wielbłądów kupić, buhahahaha. Do domu dotrze w piątek, więc przenoszę się do niej na weekend z Viką. Nacykała oczywiście masę zdjęć... teraz trzeba je będzie obejrzeć, hihihi :D Ale akurat w sobotę zaczyna mi się szkoła, więc nie będę miała zbyt dużo czasu. No i jeszcze spotykam się ze znajomymi dawno i niedawno widzianymi :D Tylko Fetyszomania przejdzie mi koło nosa. Ale skoro zdecydowałam się dokształcać, to nie mogę już na pierwszym zjeździe zachowywać się jak tzw. prawdziwa studentka, no nie?

Ale żeby nie było, że wszystko jest tak cudnie. Zrobiłam sobie zdjęcia do prawa jazdy. Jeden wielki koszmar. Szkoda mówić. Dobrze, że w dokument skanują taką mikroskopijną fotkę...

No i nie wygrałam 50 mln w totka :( Wojciech też nie, a obiecał, że zabierze mnie na Karaiby... chlip, chlip...

poniedziałek, 26 września 2011

Gian i refleksje

Od kilku dni myślę o naszym koledze Gianfranco - Jarku. 20 września ubiegłego roku zginął w wypadku motocyklowym. Osierocił dwóch chłopaków. Byliśmy na jego pogrzebie w Gdańsku. Pamiętam, jak wielkim szokiem była dla nas wiadomość o tej tragedii. Do Czarka zadzwoniła Anet. Płakała tak bardzo, że trudno ją było zrozumieć. A może po prostu nie mogliśmy, nie chcieliśmy wierzyć w to, co mówiła?
Kto mógł wtedy podejrzewać, że nie minie nawet pół roku a i Czarka będziemy tak żegnać...

W takich momentach myślimy o kruchości naszego życia. O tym, żeby nie odkładać niczego na później - żadnych spotkań, żadnych słów... Bo możemy już nie mieć możliwości ich zrealizowania, wypowiedzenia. W takich chwilach o tym pamiętamy, to fakt. A później? Po tygodniu wracamy do swojego życia, do własnych problemów. Codzienność sprawia, że mówimy sobie - zadzwonię do niej później, teraz mi coś wypadło, zobaczymy się następnym razem.

Zajrzałam dziś na forum motocyklowe. Przyjaciele Jarka zbierali pieniądze, by finansowo wesprzeć jego żonę i synków. To piękny gest. I jakże potrzebny, choć bardzo trudny do przyjęcia. Sama tego doświadczyłam. Otrzymałam takie wsparcie w momencie, gdy było mi naprawdę ciężko. Dobry duszek nie chciał traktować tego jako pożyczki. Na moje Głupio mi odpowiadał Nie martw się, przejdzie Ci. Jestem Ci bardzo wdzięczna za pomoc, za pogaduchy, dobre serce i zrozumienie.
Wiele osób mnie wspierało - zwykłą rozmową, sms-em, czy nawet zapłaceniem rachunku za obiad. To ostatnie było oczywiście miłe, ale szalenie krępujące. No, ale przyjaciele chcą przecież jak najlepiej :D
Najbliżsi - siostra, rodzice, kuzyni - są przy mnie zawsze i wiem, że zrobią dla mnie wszystko co w ich mocy.

Tak sobie jednak myślę, że większość z nas sądzi, że najgorszy czas, to ten po pogrzebie. Staramy się wtedy dzwonić, pisać, ofiarowywać pomoc. Jednak przekonałam się, że w tym okresie człowiek ma na głowie tak wiele spraw, które trzeba załatwić, uregulować, że trudno znaleźć czas na prawdziwe załamanie. Dopiero po pewnym czasie nadchodzi kryzys. Wtedy bliscy zajmują się już swoimi sprawami, a my musimy zmierzyć się ze swym bólem sami. Musimy go oswoić, by dało się z nim żyć. Przynajmniej ja muszę. Ból będzie raz mniejszy, raz większy, ale będzie we mnie trwał. Tak przynajmniej czuję w tej chwili, siedem miesięcy po śmierci Czarka.

Są tylko dwa sposoby przejścia przez życie.
Jeden, jakby nic nie było cudem i drugi, jakby wszystko nim było.

A. Einstein

sobota, 24 września 2011

Sypialnia

Ciągle z niej nie korzystam.
Zawalona wszystkim co możliwe. Zmuszam się do wyrzucania ubrań, przeróżnych niepotrzebnych rzeczy, które Czarek gromadził. Dwa worki czekają na wyniesienie. Na razie tylko dwa, ale będą kolejne i kolejne i kolejne.

Ale to tak strasznie boli. Każdego przedmiotu dotykam, wspominam z czym się wiąże, zastanawiam się kiedy ostatnio Czarek miał na sobie ten sweter, te spodnie. Potem wrzucam do worka i więcej na to nie patrzę.
A łzy i tak lecą. Wielkie jak grochy. Jakże inne od tych, które spływają po policzkach przy zwykłym płaczu.

W dzień było tak słonecznie, ciepło... A wieczór przyniósł smutek, zwątpienie. Mam ochotę zaszyć się w swoim kąciku, popłakać i zasnąć wtulona w mokrą poduszkę. Wiem, że Vika mnie nie zostawi samej... mój niezawodny grzejniczek zawsze jest przy mnie, wyczuwa, że jest mi źle. Nawet teraz próbuje mnie wciągnąć w zabawę, rzucając mi na stopy piłeczkę.

Ech... idę pozbyć się tych worków...

Jesień

Wczoraj oficjalnie nastała jesień... A dziś? Pogoda jak marzenie :D :D
Nic, tylko iść na dłuuugi spacer.
Zabieram Viki i idziemy nad Wisłę.
Pofociłabym, ale aparat jeszcze krąży po Egipcie, Izraelu, Jordanii... Dobrze mu ;)

Szkoda, że tata nie chciał pojechać na działkę...
Nie chcę być ciągle zależna od innych, prosić się o podwiezienie, denerwować, gdy zmieniają plany i z podwózki nic nie wychodzi...
Prawo jazdy - tego potrzebuję! :D

piątek, 23 września 2011

Telefon

Zadzwoniła dziś mama Czarka. Była sama i chciała chwilę o Nim porozmawiać. Takie rozmowy są trudne, a już przez telefon - wręcz tragiczne. Nie można dotknąć, pogłaskać, podać chusteczki, przytulić. Słyszałam łkanie cierpiącej kobiety i nie mogłam w żaden sposób jej pomóc. Nie mogłam też pomóc sobie. Rana się otworzyła, rozjątrzyła. Moja dolina smutku wciągnęła mnie w głąb bez żadnego ostrzeżenia.

Pytania, nieznośne pytania, przed którymi ciągle uciekam - czy mogliśmy coś zrobić, czy można było Czarka uratować, w czym zawiedliśmy... Nie wiem, czy uda się na nie znaleźć odpowiedzi. Nie wiem nawet, czy chcę ich szukać. To nie przywróci Czarka, a jedynie bardziej pogrąży nas w żalu i rozpaczy.

Teraz teściowa - 7 miesięcy po śmierci syna - zastanawia się co będzie, gdy jej mąż odejdzie, gdy zostanie sama. Myśli o domu opieki... Zapomina, że ma rodzeństwo, które jest jej bliskie. Zapomina, że ma mnie - bo śmierć Czarka nie przekreśliła przecież naszych relacji. Ona już uważa się za samotną, opuszczoną.
Mówi mi - jesteś młoda, ułożysz sobie życie. Powiedziałam jej, że takie słowa ranią mnie, ale ona tego nie rozumie. Ma 64 lata a zachowuje się, jakby nie miała już po co i dla kogo żyć, jakby stała nad grobem. A ja? Czy znajdę sobie kogoś? Nie wiem. Nie mówię - nie. Mówię - może. Ale realnie patrząc, to wątpię. A jeśli nawet, to nie wydaje mi się, bym zdecydowała się na małżeństwo. Dzieci nie mam i mieć nie będę. Dla kogo więc będę żyć? Kiedyś też zostanę sama. Takie jest życie.
Ale nie zamierzam już teraz tego roztrząsać, po co zakładać najgorsze scenariusze. Będzie, co los przyniesie. Ważne, że moja dolina nie pochłania mnie całkowicie. Że pozwala wynurzać się, oddychać normalnie, śmiać się i marzyć. Po prostu żyć.

Życie jest łatwiejsze, niż się wydaje.
Wystarczy godzić się z tym, co jest nie do przyjęcia, obywać się bez tego, co niezbędne i znosić rzeczy nie do zniesienia.

- Kathleen Morris

czwartek, 22 września 2011

Tęsknię za brum... brum...

Skończyło się. Wczoraj miałam ostatnie godziny jazd. Czuję się jakaś taka wypalona, zmęczona. Jazdy dawały adrenalinę, miałam ochotę góry przenosić, coś robić, działać. Teraz znowu jestem w pustym mieszkaniu i na nic nie mam ochoty. Pustym oczywiście tylko w przenośni. Sama nie jestem. Ale brak obecności Czarka daje o sobie znać coraz silniej.

Łapię się więc kolejnych rzeczy. Muszę umówić się z tatą i pojechać załatwić sprawy w urzędach w Otwocku i Garwolinie. W Osiecku też wypadałoby się pojawić - pokazać w gminie dokumenty dot. działki.

Kolejna sprawa to zrobić sobie zdjęcia i zapisać się na egzamin na prawko. Na razie tylko na teorię. Jakoś nie mam ochoty wyczekiwać na miejscu nie wiadomo ile na praktyczny. Wolę wszystko po kolei. No i jeszcze na jazdy doszkalające się umówię. Już się nie mogę doczekać, hihihi :D

Zapisałam się do szkoły na Rachunkowość. W planach mam bardziej Kadry i płace, ale od czegoś trzeba zacząć. Jednak jeszcze nie zawiązała się moja grupa, brakuje 4 osób. Więc w sumie - nadal niczego nie jestem pewna.

Ale cieszę się, że małymi kroczkami do przodu. Czarek nie mógł się doczekać, aż podejmę decyzję i w końcu wezmę się za prawko. Mam nadzieję, że gdzieś tam... jest ze mnie dumny ;) Nie mogę sobie tylko robić długiej przerwy po zdaniu egzaminów. Tata sam zaproponował, żebym jeździła jego oplem, więc trzymam go za słowo :D

wtorek, 20 września 2011

Ciemna plama

Wracam sobie dziś z jazdy, wysiadłam przy moście, do domu miałam jakieś 700-800m.
Idę sobie, widzę z daleka mój dom. Spojrzałam raz. Zatrzymałam się, spojrzałam ponownie.
Na balkonie u rodziców widzę ciemną plamę.
Wyraźnie coś siedzi. Rusza pyskiem na boki, uszy nastawione.
Myślę - ok. Viki wyszła z mamą na balkon. Tylko gdzie mama? Za Viką widzę, że drzwi są zamknięte...
Nie wierzyłam własnym oczom.
Wyjęłam komórkę, dzwonię.

- Cześć Mamo, nie brakuje Ci Viki?
- Nie, dlaczego?
- A gdzie ona teraz jest?
- Leży pod drzwiami.
....
- Oooo... nie ma jej.
- Nie ma? A ja ją teraz widzę, wiesz?
- Gdzie?!?!?!?!?!!!!!
- Siedzi na balkonie!!

No i widzę, drzwi się otwierają, Viki momentalnie wstaje i wbiega do pokoju.
A ja przez komórkę słyszę radość, piski, mamy przeprosiny :D
Okazało się, że mama wcześniej wyszła na balkon sprawdzić czy jest ciepło i szybko wróciła do mieszkania. Jak widać zbyt szybko :D
Vicia spędziła na balkonie bite 1,5 godziny :D :D
Ale ona lubi "świeże" powietrze buhahahahaha

niedziela, 18 września 2011

Na granicy

Dostałam właśnie smsa:

Już w Izraelu.
Jedziemy do Jerycha.
Tylko 1 osoba była na rewizji osobistej.
Ja.
Dzwoniły fiszbiny.
Ha ha


Buhahahahaha... Popłakałam się ze śmiechu :D :D :D

A co do fiszbin... te paskudy wyłażą ze staników i psują pralki!
Niestety niedawno sama się o tym przekonałam ;)

Boso

Słucham jak zwykle RMF FM. Akurat jest wywiad z Sebastianem Karpielem-Bułecką, liderem zespołu Zakopower.

Dopiero teraz dotarło do mnie o czym jest piosenka Boso. Nigdy tak naprawdę nie wsłuchiwałam się w jej tekst. Lubiłam słuchać, nucić ale nie zastanawiałam się nad treścią, przesłaniem. A ten hit lata jest o przemijaniu, o śmierci - o ostatniej wędrówce człowieka, w której nie potrzebne już mu żadne rzeczy, żadne przedmioty. Gdy umieramy wszystko co materialne traci ważność. Sebastian sam jest zdziwiony, że mimo refleksyjnego charakteru - Boso stała się przebojem.

Na dodatek teledysk kręcili w moich okolicach ;)



Nieużyty frak,
dziurawy płaszcz,
znoszony but.

Zapomniany szal
zaszył się w kąt
niemodny już.

Każda rzecz
o czymś śni
odstawiona.
Jeszcze chce
modna być
zanim cicho skona.

I dopiero gdy
zawoła Bóg
to pożegnam wszystkie te
rzeczy i znów:
pójdę boso,
pójdę boso,
pójdę boso,
pójdę boso.

I dopiero gdy
zawoła Bóg
to pożegnam wszystkie te
rzeczy i znów:
pójdę boso,
pójdę boso,
pójdę boso,
pójdę boso.

Zagubiony gdzieś
parasol, z nim
czekam na deszcz.

Zegar nie wie jak
bez moich rąk
ma życie wieść.

W wielki stos
piętrzą się
odłożone,
każda chce
żeby ją
wziąć na drugą stronę.

I dopiero gdy
zawoła Bóg
to pożegnam wszystkie te
rzeczy i znów:
pójdę boso,
pójdę boso,
pójdę boso,
pójdę boso.

I dopiero gdy
zawoła Bóg
to pożegnam wszystkie te
rzeczy i znów:
pójdę boso,
pójdę boso,
pójdę boso,
pójdę boso.

Zamkną za mną drzwi.
Pójdę boso (boso).
Nie zabiorę nic.
Pójdę boso (boso).

Zamkną za mną drzwi.
Pójdę boso (boso).
Nie zabiorę nic.

I dopiero gdy
zawoła Bóg
to pożegnam wszystkie te
rzeczy i znów:
pójdę boso,
pójdę boso,
pójdę boso,
pójdę boso.

I dopiero gdy
zawoła Bóg
to pożegnam wszystkie te
rzeczy i znów:
pójdę boso,
pójdę boso,
pójdę boso,
pójdę boso.

środa, 7 września 2011

Album

Jakiś czas temu postanowiłam przygotować album dla siebie i teściów. Znalazłam w Internecie odpowiednią stronkę, ściągnęłam program i... przystąpiłam do zabawy. Bo to faktycznie była prawdziwa zabawa. Tyle wspomnień, emocji towarzyszyło mi przy tym... Łzy, szloch, zatykanie w gardle, ale i śmiech, radość, a czasem złość, bo i tak się trafiało ;)
No, ale w końcu dzieło ukończyłam i zamówienie poszło...
A dziś dostałam moje fotoksiążki :D
Wyszły świetnie. Oprawa, druk - nie mam żadnych zastrzeżeń. Może tylko jedno małe ale - dwa zdjęcia rozjechały się. Jednak to ja źle je wstawiłam - chyba niechcący zamieniłam miejscami w ramkach. Ale trudno, to nie rzutuje na całość. Strasznie się cieszę, że nie zawiodłam się. Bo kasy trochę na to poszło. Ale warto było.




Heh... 24 lata z życia zamknięte na 60 stronach książki. Smutne i piękne zarazem.

wtorek, 6 września 2011

Mały monter ;)

Talerz i dekoder z telekompromitacji czekały sobie na lepsze czasy w pudełkach. Czarkowi jakoś się nie spieszyło z założeniem, jak widać mnie też nie...
No więc się zebrałam w weekend do kupy i postanowiłam sama zadziałać.

Chwilę mnie przystopowało, bo okazało się że niezbędny jest wysięgnik na balkon.
Zamówiłam więc, dziś przyszedł i właśnie go zamontowałam :D Jestem dumna i blada.

Teraz idę główkować co dalej. Wiem, że kawałek kabla antenowego jeszcze będzie potrzebny, ale ten na szczęście mam. Muszę za to poszukać efek, czyli końcówek.

Gdzieś je Czarek trzymał, tylko gdzie? ;)

poniedziałek, 5 września 2011

Przezwyciężam bałagan ;)

Kolejny weekend poświęcony sprzątaniu.
O ile łatwo mi wyrzucać Twoje zapiski ze studiów, pozbywać się starych, znoszonych ubrań, o tyle mam potworny kłopot z rysunkami, najmniejszymi bazgrołami na karteczkach... Od razu stają mi przed oczami chwile, gdy rysowałeś - kilka pociągnięć długopisem i już była karykatura jakiegoś polityka, mundur żołnierza, pysk psa... Wiem, że nie ma sensu tego składować, bo i po co? Zachowuję tylko większe prace, resztę usuwam. Ale to tak boli...

A właśnie, pamiętasz rysunki Tobiego? Wydawało mi się, że dałam je mamie, gdy był remont mieszkania. Jednak nie możemy ich znaleźć. Dwa rysunki, mógłbyś mnie jakoś naprowadzić? Proszę... ;)

No i najważniejsza sprawa - Radiojoyka wydziergała dla nas obraz!! Dostałam go już jakiś czas temu, ale oprawa trochę się przeciągnęła. Jest śliczny :D Cieszę się, że wybrałeś akurat ten wzór, zwierzęta zawsze wdzięcznie się prezentują :D Ania to zdolna bestyjka, mam w planach jeszcze coś u niej zamówić, choć wiem, że wykonanie takiego obrazu jest bardzo praco i czasochłonne. Ale co tam! Trzeba wyciskać z dziewczyny, póki można i ile się da!! :D

Przed oprawą...


i po...


Mam w tej chwili polowe warunki w pokoju... prawdziwe pole bitwy, więc sorki, że zdjęcia nie są najlepszej jakości... Poza tym coś mi się wydaje, że ta pleksi to nie jest antyrefleksyjna...


Zapomniałam, o jakże istotnym szczególe... wąsy są dziełem Janusza :D

środa, 31 sierpnia 2011

Nazbierało się trochę spraw...

Trzeba chyba mnie trochę pogonić... Zajęłam się prawkiem, wyjazdami na działkę, kucharzeniem... a tu jeszcze sporo spraw zostało niezałatwionych.

Po pierwsze muszę zgłosić nabycie spadku w Urzędzie Skarbowym. I tu zdziwko - mam złożyć papiery w urzędzie, pod który podlega działka a nie w moim własnym...

Po drugie muszę zmienić zapis w Księdze Wieczystej. Z tym już mam mały problem, bo numer z KW, pod którym jest działka jest zapisany w jakiejś starej numeracji - muszę zadzwonić i się wywiedzieć jak uzyskać nowy numer. O tym akurat to już jakiś czas temu wiedziałam, ale... jakoś nie paliło mi się by załatwiać. Pierwsze emocje związane z nawałem spraw jakby opadły i... kolejne, mniej pilne (tylko w moim przekonaniu) odłożyłam na zaś. No i teraz to zaś nadeszło ;)

Po trzecie muszę zawiadomić zakład energetyczny, żeby wysyłali na mnie rachunki. Nie jest fajnie, gdy słyszę od taty - Przyszedł list do Czarka.

Po czwarte muszę w gminie, gdzie mam działkę przedłożyć wyrok z sądu, bo na razie to wiedzą tylko "na gębę", że jestem właścicielem a nie współwłaścicielem.

I to wcale nie koniec wyliczanki. Ale właśnie powyższe mam teraz na bieżąco do załatwienia.

Mówię więc sobie - rusz się kobieto, bo terminy cię gonią... No i zobaczymy jak to wyjdzie...

Ostatnio zawitałam z Ulą na działkę, co by odwiedzić teściów, zobaczyć co się zmieniło :) Pięknie się wszystko zieleni, borówka amerykańska obrodziła, maliny też. Nawet sobie same nazbierałyśmy owoców. Ale pajęczyn i ich lokatorów była moc, hihi. Niedokończony stawik czeka na... właściwie to nie wiem na co, na zasypanie chyba. Teściowa nie pozwoliła, żeby teść dłużej się przy nim męczył. Nie będzie więc jego wymarzonych rybek pluskających w wodzie. A tak na serio, to cały czas mam teraz przed oczami jedno ze zdjęć Czarka. Zrobione chyba z 10 lat temu, albo i więcej - Czarek siedzi na brzegu stawu, za nim widać prawie pustą jeszcze działkę. Teraz można nie poznać tego miejsca, tak zarosło drzewami, krzewami. Teściowie mają smykałkę do prac na działce - las, który na niej jest wygląda właściwie jak park... taki jest uporządkowany i zadbany ;)

Ula dziś odebrała papiery z firmy. Bardzo przeżywa utratę pracy. No i nie ma się czemu dziwić. Ale wierzę, że uda się jej znaleźć wymarzone, specjalnie na nią czekające stanowisko. No bo przecież po złych momentach muszą przyjść dobre, prawda? Trzymam mocno kciuki!!

Ugryzła mnie osa w rękę... Kiedyś ciachały mnie ile wlezie i nic mi się nie działo. Ale od kilku lat wiem już, że coś się w organizmie poprzestawiało i reaguję niesamowicie alergicznie. Właśnie kilka lat temu ugryzła mnie skubana w dłoń. Nie obyło się bez interwencji, bo ręka spuchła jak bania. Czarek mnie zawiózł na pogotowie, bo wydawało się że dłoń dosłownie wybuchnie, ale zastrzyk na szczęście pomógł. Teraz nie było tak wesoło... Siedziałyśmy z Ulą w naszej głuszy kozienickiej i nie było w pobliżu lekarza, przychodni... Za to była cebula, kilka tabletek Zyrteku, no i pomocna (zdrowa !!) dłoń Uli :D Nie dałabym rady sama. Bandażowała mi rękę, zmieniała cebulowe okłady... Rękę miałam twardą jak podeszwa - od nadgarstka po łokieć... A bolała jak sk.... Jakby ktoś używał sobie na niej jak na worku treningowym. Z resztą teraz, gdy już zeszła opuchlizna, ręka przybrała żółty odcień - jakbym miała na niej dziesiątki malutkich siniaków.

Jutro minie tydzień od ugryzienia, a ręka nadal pobolewa. Ile jadu musiała mieć w sobie ta mała istotka... To mi znowu przypomniało Czarka i nasz wyjazd pod namiot. W kulminacyjnym momencie porannych igraszek... osa ucięła go w nie powiem co... :D Ale wtedy był tylko śmiech, zero opuchlizny. Jak to się wszystko zmienia, heh, życie...



środa, 24 sierpnia 2011

Wait for me...

W TVN lecą powtórki. Usta Usta są dla mnie jak najbardziej na czasie. Śmierć Julki, potyczki z jej prochami - to wszystko jest dla mnie bliskie, oczywiste. Nie dołują mnie takie sceny, wręcz przeciwnie. Pokazują, że śmierć jest czymś nieuniknionym, dotyka każdego z nas. Nie jestem wyjątkiem. Każdy prędzej czy później będzie musiał się z nią zmierzyć.

Julia nie żyje, ale cały czas jest przy Adamie. Rozmawia z nim, pomaga ubrać się na pogrzeb. Dziwne? Głupie? Szokujące? Nie dla mnie. Nadal czuję obecność Czarka, nadal z nim gadam, uśmiecham się do zdjęcia. Nadal potwornie tęsknię.

Clair Marlo & Alexander Baker

When the lights go out
and I’m all alone when I look In to the night
What do I see ?
I see your smiling face and a moon let sky
and I know that you wait, wait for me.

O wait for me, wait for me
please babe,
oh please wait for me.

Please wait for me.

In the truest love, there is sometimes a little pain.
It'll pass if you just wait for me

O please, wait for me,
wait for me
Oh please babe ,
please won’t you wait for me?



poniedziałek, 22 sierpnia 2011

uff... ;)

Nooo to pierwsza jazda za mną :D
Ruszyłam bez problemu, nikogo nie rozjechałam, silnik zgasł mi raptem 2 razy, ale na dwie godziny jeżdżenia to i tak całkiem nieźle :D
Ogólnie było super, fajny facet, dobrze tłumaczy, nie stresuje.
Po wyjściu z samochodu byłam niesamowicie podekscytowana, choć nogi się pode mną uginały, hihihi ;)
Misiek, jesteś ze mnie dumny, co? ;) Akurat na Twoje imieniny się wstrzeliłam z rozpoczęciem nauki...
Ciekawe jak to jutro będzie...
Mam tylko nawyk - przy lekkim hamowaniu ciągle chcę najpierw wciskać sprzęgło, a powinnam naciskać sam hamulec. Tak mnie uczyli 18 lat temu i mimo że od tego czasu za kółkiem prawie nie siedziałam, to nieszczęsny nawyk pozostał. Miotam więc nogami trochę za bardzo, ale... z czasem mi przejdzie. Mam nadzieję :D

W każdym razie eLek strasznie dużo na Bemowie/Bielanach.  Domyślam się, jak muszą przeszkadzać mieszkańcom, skoro mnie ich ilość drażniła ;)
Na razie zapisana jestem na codzienne lekcje. W sumie ma być 15 takich spotkań. Trzymajcie kciuki, bo ja nie mogę - muszę kierownicę!!


czwartek, 18 sierpnia 2011

Z uśmiechem przez łzy :)

Wróciliśmy właśnie z greckiej knajpki... Ledwo się ruszam :D
Było przepyyyyysznie :D

Miałam o tym wcześniej napisać, ale blogger szwankował i nie dawało się wstawiać postów.
Danusia wysłała mi dziś taki tekst

ŻYCIE JEST JAK POCIĄG

Życie nasze jak pociąg się toczy,
gdy się rodzisz to wsiadasz do niego.
I ten pociąg przez życie Cię wiezie
aż do końca – przystanku Twojego.

Nikt z nas nie zna czasu podróży.
Pociąg jedzie, wciąż nowe perony,
ciągle nowi ludzie wsiadają.
Pociąg w rożne rozwozi ich strony.

Jedni dłużej są w Twoim przedziale.
Inni tylko na chwilkę wsiadają.
Są też tacy co zajrzą i znikną
i nic innym w podróży nie dają.

Każdy ślad swój jakiś zostawi.
Mały uśmiech, rąk dotyk, kwiat róży.
To w pamięci swojej zachowasz
Już do końca życiowej podróży.

Najsmutniejsze są chwile w podróży,
gdy wysiądą Ci, których Ty kochasz.
Po nich zawsze pustka zostaje,
cicho w kącie przedziału zaszlochasz.

I już smutek zostanie do końca.
I tęsknota co pali Cię skrycie,
bo już bez tych co byli najbliżsi
musisz dalej pojechać przez życie.

Lecz gdy w końcu do celu dojedziesz,
na końcowym wysiądziesz peronie,
to pamiętaj, że oni tam będą,
znowu odnajdziesz kochane ich dłonie…

Oczywiście łzy leciały wielkie jak grochy...
Ale w załączniku czekał jeszcze bonusik, dzięki któremu się uśmiechnęłam :D




A po wyjściu z knajpki śmiałam się w głos, hihihi. Tym razem za sprawą Uli, no i smacznego greckiego wina :D
Dzisiejszy dzień był zdecydowanie na plus!!

środa, 17 sierpnia 2011

...

Usłyszałam dziś w filmie... Kto nie zaznał smutku, ledwie istnieje.
Czemu więc czasami czuję się tak, jakby mnie wcale nie było?

wtorek, 16 sierpnia 2011

Zrozumie, kto stracił...

Dużo się ostatnio wokół mnie dzieje, ale jakoś nie mogę się zebrać, by pisać.
Może jutro będzie na to dobry moment.

Dzisiaj jest szczególny dzień. Mija pół roku odkąd odszedłeś.
Chyba jakoś daję radę, co?. Nieśmiało, niepewnie stawiam kroki, aby powoli do przodu...
Nadal nie wiem jak żyć, robię po prostu swoje. Nie wiem czy dobrze, czy właściwie postępuję - ale kto miałby określić co jest prawidłowe a co nie?
Staram się nie izolować od ludzi, dużo się uśmiechać (Danusia pilnuje :))
Jednak bardzo trudno być pogodną, dużo mnie to kosztuje.
Mógłbyś dać mi jakiś znak - czy powinnam coś zmienić, zająć się czymś innym?
Czy jestem wystarczająco silna?
Tęsknię za Tobą niezmiennie tak samo. Tyle że tęsknota jest bardziej wyciszona, spokojna. Ale ból pozostaje bólem. Zaszywam się w moim kąciku i pozwalam łzom płynąć. Viki stara się wtedy pocieszyć... Zlizuje słone ścieżki z mojej twarzy. Pamiętasz? Zawsze zachwycało nas, jak nasza sunia potrafi być wrażliwa i współczująca.
Brak mi Ciebie, Twoich ramion, uśmiechu. Powtarzam się, wiem. Roztkliwiam się nad sobą. Ale jako wdowa mam do tego prawo, czyż nie? Byle nie za często, tylko raz na jakiś czas, by oczyścić duszę, utulić spokojem serce, złapać oddech na kolejny dzień...
Kochanie, bądź przy mnie nadal i wspieraj mnie.
Trzymaj się Misiek!

Wszystkim, którym Czarek był bliski dedykuję te słowa:

Żegnając przyjaciela, nie płacz, ponieważ jego nieobecność ukaże ci to, co najbardziej w nim kochasz
Khalil Gibran


P.S.
Uluś, dziś szczególny dzień także dla Ciebie.
Bądź dobrej myśli, jestem z Tobą i trzymam kciuki!!
Pamiętaj, że wszystko układa się coraz lepiej!!

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Kolejne smutki...

Ostatnio dowiaduję się o samych smutnych rzeczach...

Bliskiej mi osobie życie roztrzaskało się na miliony kawałków.
Jestem w totalnym szoku. Strasznie chciałabym pomóc a nie mogę nic zrobić...

U mojej teściowej stwierdzono boleriozę.
To dopiero pierwsze badania, ale już faszerują ją antybiotykami, po których bardzo źle się czuje. W tygodniu ma być w poradni przy szpitalu zakaźnym, ciekawe na kiedy wyznaczą jej termin wizyty.

Czy nie może być tak, żeby było dobrze?
Czy my chcemy czegoś wielkiego? Gwiazdki z nieba?
Nie może być po prostu normalnie?
Chcemy żyć i być szczęśliwi. To nie są wygórowane życzenia.

Obcy świat

Moja dusza kuleje
potyka się ciągle o skały
Mam wrażenie, że to nie moje miejsce
wszystko jest obce... świat cały

Zbudowałam świątynię
nazwałam ją domem
czyjeś pragnienia
postawiłam nad swoje
Myślałam... tak trzeba
a teraz się boję

Jak mam żyć teraz
któż mi na to odpowie
być może tak naprawdę
nigdy się tego nie dowiem

sobota, 6 sierpnia 2011

Działkowo

Ponad tydzień na działce... Najpierw z Ulą, rodzicami i Viki, później 2 dni sama z Viki i kilka dni z agness i Dawidem. Cieszę się, bo każdy z tych momentów był mi potrzebny i coś innego przyniósł. Trochę bałam się zostać sama, ale okazało się, że nie taki diabeł straszny. Wspomnienia napływały, tego się spodziewałam. Ale było dobrze. Czułam spokój, czułam obecność Czarka, mogłabym bez problemu posiedzieć tak dłużej.
Przyjaciele dojechali mimo problemów z transportem a i później powrót do cywilizacji zapewnił nam mój tata. Więc mimo pewnych komplikacji pobyt na działce się udał :D
No i pograłam sobie w Monopol :D :D Czarek nie przepadał za kartami, z grami planszowymi też mało mieliśmy styczności (chyba właściwie tylko dzięki Donowi coś niecoś w tym temacie liznęliśmy ;)) Więc bardzo się cieszę, bo to fajna zabawa zmuszająca do myślenia ;)
Poczułam tylko takie malutkie uczucie żalu, że nie powiedzieli ani słowa o zdjęciach, które wiszą w domku. Jakby unikali tematu Czarka. I chyba tak jest, bo Dawid dziwił się, że katuję się moim nowym nabytkiem "Opowieść wdowy" - o tej książce napiszę później, gdy już ją przeczytam w całości. W tej chwili mogę jedynie powiedzieć, że mam cały czas wrażenie jakbym czytała własne myśli, jakby to były opisy moich własnych uczuć - smutku, tęsknoty, żalu, złości, bezradności... Niesamowite po prostu. Ale dobrze mi się ją czyta, bo widzę że nie przeżywam swojego cierpienia w jakiś głupi, infantylny sposób. Że inni przechodzą przez taką tragedię w bardzo podobny sposób jak ja. I że to jest normalne. Jeśli w ogóle można mówić w takiej chwili o normalności...

No i w domu czekała na mnie przesyłka :D
Jakiś czas temu Radiojoyka obiecała, że zrobi dla nas obraz haftem krzyżykowym. Któregoś razu zgadała się z Czarkiem, żeby wybrał jakiś wzór. Padło na wilka i lisa - takie fajne główki. Czekałam cierpliwie wiele miesięcy, ale już pod koniec owego oczekiwania byłam strasznie podekscytowana :D Otworzyłam przesyłkę i... musiałam zbierać szczękę z podłogi. Obraz jest piękny, Ania jest niesamowicie zdolna. Mam jeszcze w związku z tym pewne plany, ale na razie cicho sza :D
Jak tylko uda mi się oprawić obraz, to cyknę fotkę. Wiem, że Czarkowi bardzo by się podobał. Uwielbiał zwierzęta, zwłaszcza psowate. No a poza tym - chytre spojrzenie i zawadiackie minki uchwycone zostały świetnie :D
Ania bała się, że obraz przypominając mi Czarka zasmuci mnie. Ale tak nie było. Cieszyłam się jak głupia. I nadal się cieszę. I dobrze jest.

A oto mała próbka uchwycenia zabaw trzech suczek :D Jakoś modelki nie za bardzo chciały współpracować ;)

Whisky z wyjątkowo długim włosem, szkoda że nie widać jej pięknych oczu :D
Słodka mała Pepsi, która potrafi zawojować serce każdej, nawet obcej osoby :D
No i Viki, która zaprzyjaźniła się niestety tylko z Pepsi :D

wtorek, 26 lipca 2011

Blogowiczka do kwadratu ;)

Ostatnio mam dużo pracy, tata ciągle przynosi mi nowe zapisane kartki, stosik papierów rośnie ;) Aż mi się Word zbuntował dzisiaj, co i raz mi się zawieszał. Całe dnie przy komputerze, np ale na jutro muszę się z przepisywaniem wyrobić...

Nocami za to nie mogę spać. Przestałam brać tabletki nasenne, bo nie chciałam się uzależnić. Ale chyba jednak co jakiś czas będę musiała coś łyknąć. Zasypiam dopiero nad ranem, a to nie jest fajne.

Chyba właśnie z powodu tych nieprzespanych nocy naszło mnie, żeby zrobić bloga kulinarnego :D Aż mi się wierzyć nie chce, że się za to zabrałam.

Oczywiście, uwielbiam gotować, ale... Zwykle eksperymentuję, wymyślam różności w czasie tworzenia potrawy. Później bardzo trudno mi przypomnieć sobie co po kolei robiłam, w jakich proporcjach itd. No i jeszcze trzeba to utrwalać dla potomnych ;)
Obiad mi stygnie a ja cykam zdjęcia :D Jeszcze mi to koślawo wychodzi, ale rozkręcę się!

No, ale dzisiejsze polędwiczki wyszły faktycznie rewelacyjnie. Obawiałam się trochę, bo połączenie jabłek, cebuli i chrzanu było dla mnie nieznane... Jednak smak był fantastyczny, delikatny, idealnie pasujący do polędwiczek.

Ale codziennie tak gotować, to ja nie będę, o nie!
Czasem trzeba innych dopuścić do kuchni :D

Ten cytat chyba dobrze do mnie pasuje:
Kiedy gotuję wszystko oddaje w ręce umysłu, kuchnia fantazji pełna jest smaków i zapachów przyprawiających o dreszcze. Nutka ciekawości, szczypta wyobraźni, pół litra słodkiego ryzyka - to cały przepis na niebo w gębie.

środa, 20 lipca 2011

Letni deszcz w porcelanowe wesele

No i guzik... Kolejna burza przyszła i nici z wyjścia do pubu. Szkoda...

Niebo płacze ze mną. Czyżbym je zasmuciła? Duży deszcz na duże smutki ;)

Niedawno widziałam taką piękną tęczę... Miała niesamowicie wyraziste kolory. Aż się radośniej w sercu robiło, gdy patrzyłam na nią. Gdybym tak mogła przejść po niej jak po moście - ciekawe czy po drugiej stronie byś czekał...

Postanowiłam, że od dziś wszystkie smutki zamienią się w szczęśliwe chwile.
Czy to realne, czy nie realne - czas pokaże.

Czuję się dobrze, wczorajszy niepokój i ból w sercu poszedł sobie. Mam przyjaciół, mam marzenia, wierzę że będzie wszystko ok. Zasługuję na to, by być szczęśliwą.
Z Czarkiem przeżyłam 24 lata - i cieszę się, że aż tyle dane nam było być ze sobą.

Żadne tam "będzie". Już jest OK! :D


Bo zdążyli razem już tyle przeżyć, żeby pojąć,
że miłość jest miłością o każdej porze i w każdym miejscu,
ale im bliżej śmierci, tym bardziej jest intensywna.


Gabriel García Márquez Miłość w czasach zarazy

wtorek, 19 lipca 2011

20 lat minęło...

Trudno mi dziś myśleć o jutrzejszym dniu.
Narodziny, małżeństwo, śmierć - to takie elementy życia, które są szczególnie istotne we wszystkich chyba kulturach. Choć może współczesne małżeństwo bardziej ewoluuje ku partnerstwu, wolnemu związkowi, który do szczęścia nie potrzebuje "papierka".

Sporo naszych znajomych żyje właśnie w takich nieformalnych związkach. Jednak większość z nich ma już za sobą jakąś - mniej lub bardziej udaną - przygodę z małżeństwem.

Nasza przygoda niestety skończyła się.
Po 4 latach "chodzenia ze sobą" - jak to śmiesznie brzmi :D - pobraliśmy się.
Pamiętam wszystko, jakby to było dziś... Twoje zdenerwowanie rankiem w dniu ślubu, gdy nie mogłeś znaleźć dowodu osobistego. Kto mógł przewidzieć, że nie będziesz pamiętał, że poprzedniego wieczoru dałeś mi go, bo bałeś się że zapomnisz go zabrać...
Tyle razy wspominaliśmy ze śmiechem gości wyraźnie znudzonych uroczystością w kościele. Msza faktycznie była przydługa, świadka hipnotyzował olbrzymi krzyż, przed którym musiał siedzieć... I słowa księdza wychylającego się z ambony i grożącego palcem w naszym kierunku - gdy przyjdą ciężkie dni... A przyjdą!!!

Kilka miesięcy temu rozmawialiśmy o zrobieniu rezerwacji w restauracji. Zastanawialiśmy się, co sobie sprezentujemy na rocznicę. Na 10-tą kupiłeś mi samochód. Kombinowałeś czym by go przebić :D Niczego nie zdążyliśmy zrobić.

Plany, marzenia, codzienność związana z Tobą - przepadły. Już nie powiem Ci jak uwielbiam, gdy oczy Ci się śmieją, nie poczuję Twego dotyku na karku...
Rozklejam się, znowu i znowu... Ale nie umiem zapomnieć, nie umiem zrozumieć czemu akurat teraz, czemu akurat do nas musiała zapukać śmierć. Wlazła w nasze życie niespodziewanie, niezapraszana przez nikogo.
Spodziewaliśmy się jej, owszem... ale tak samo jak inni - że przyjdzie kiedyś tam, wierzyliśmy, że mamy przed sobą jeszcze wiele wspólnych lat.
Zabrała mi Ciebie, a zostawiła smutek, tęsknotę, żal, gniew i wiele, wiele innych negatywnych emocji.
Szkoda, że nikt nie uczy, nie przygotowuje na takie chwile. Nie wiem jak się zachowywać, co robić. Nie chcę się nad sobą użalać, ale są takie chwile, że łzy lecą ciurkiem, ja to ukrywam przed bliskimi... a tak bardzo bym chciała by ktoś mnie wtedy objął i pozwolił się wypłakać, wyszlochać.

Chciałam jutro pójść do naszej ulubionej knajpki, ale niestety na jej miejscu jest już inna. Pójdę więc wieczorem do pubu obok domu. Czasami tu wstępowaliśmy, właściciele są bardzo mili, zawsze zapraszali do środka z psem :D
Posiedzę, napiję się piwa i powspominam. A trochę się uzbierało przez prawie ćwierć wieku ;)

I jakoś przeżyję jutrzejszy dzień. Z bólem w sercu, ale z ciepłymi myślami o Tobie, Czarku...

Odszedłeś cicho i bez pożegnania. Jak ten, co nie chce swym odejściem smucić.
Jak ten, co wierzy w chwili rozstania, że ma niebawem z dobrą wieścią wrócić.

czwartek, 14 lipca 2011

Kolejne pożegnanie

Wróciłam właśnie z pogrzebu. Zmarł bliski znajomy, sąsiad. Był już w podeszłym wieku, ciężko chorował, ale... sam fakt śmierci jest przygnębiający. Powracają wspomnienia, odżywają wręcz. Cztery lata temu byłam z Czarkiem na pogrzebie córki pana Leszka. Magda miała zaledwie 53 lata. Pamiętam jak mówiliśmy, że taka młoda, że za szybko odeszła, że to niesprawiedliwe. Ale śmierć - chciałam napisać, że nie wybiera, ale chyba właśnie to robi. No bo chyba musi na jakiejś podstawie odbierać nam naszych przyjaciół, mężów, matki, dzieci... Chcemy myśleć, że w tym jest jakiś sens, jakaś logika, że ta śmierć nie jest na marne, że oprócz smutku, tragedii niesie ze sobą jeszcze jakiś pozytywny bagaż doświadczeń.
No i teraz... pani Roma, zamiast przyjmować ode mnie kondolencje głaskała mnie i mówiła - Nie płacz lalka, nie płacz. Masz teraz swoje kłopoty. Przepraszam, że nie byłam na pogrzebie Czarka, ale Leszek wtedy już tak bardzo chorował.
Przecież ja to wszystko wiem, pamiętam, że wybierała się, tylko w ostatniej chwili zrezygnowała, bo mąż miał gwałtowny nawrót choroby. Dostałam wtedy od nich wiązankę pięknych żółtoczerwonych tulipanów.

Smutno mi. I tak tęskno...

Wczoraj do Ciebie nie należy. Jutro niepewne... Tylko dziś jest twoje.

wtorek, 12 lipca 2011

Pierwsze urodziny bez Ciebie...

Przez cały rok czekają na mnie szczególne dla nas daty, rocznice, które muszę spędzić po raz pierwszy sama, bez Ciebie... Czyhają na mnie, czuję jak uśmiechają się szatańsko, zacierają łapki. Ale ja i tak dam radę. Łzy są naturalne, nie wstydzę się ich. Przeżyłam jakoś moje urodziny, przeżyję i Twoje. Pobeczę, wypiję za Ciebie, za wspomnienia o Tobie. Co ja bym bez nich zrobiła? Dzięki nim jakoś funkcjonuję.

Włączyłam dziś gg i zobaczyłam u koleżanki opis - ceeem wszystkiego najlepszego...gdziekolwiek teraz jesteś.
To było dla mnie za dużo, poprosiłam żeby go zmieniła.
Sama jestem sobie winna, bo nie usunęłam Jego profilu z gg (a przynajmniej mogłam datę urodzin usunąć, by nie przychodziły przypomnienia...). Nie potrafię jednak tego zrobić. Poza tym wiem, że są osoby, które nigdy Go nie usuną z listy i dla nich i dla siebie zostawiam wszystko jak jest. A jeśli ktoś nie może znieść takiego widoku, co przecież jest zrozumiałe - sam może kliknąć na "Usuń".
Może to i egoistyczne podejście, ale w końcu jestem wdową, a wdowom wiele uchodzi ;)

Byłam teraz u Czarka z Mamą i Ulą. Włożyłam słoneczniki do wazonu, od razu słoneczniej się zrobiło. Sama bym nie pojechała, nie byłabym chyba w stanie. Ale jak się trzy dziewczyny zebrały, to już było łatwiej :)

Świat się kręci dalej...

Pewnego dnia pojawia się smutek, nieproszony przez nikogo. Oczy tracą swój dawny blask jak drzewa liście. Wciąż jest kogoś brak... puste krzesło, miejsce przy stole, wspomnienia na starych fotografiach. Pewnego dnia linia życia tak nagle się przerwała...

Odchodzi ktoś kto był całym światem, i nagle świat się kończy... zamykasz swoje oczy, odejdziesz w zapomnienie czy zostaniesz? Nawet najgorsze chwile kiedyś przeminą. Znowu zaświeci słońce, rośliny znowu zakwitną. Chociaż życie będzie inne...

piątek, 8 lipca 2011

Pierwsze koty za płoty...

No to wewnętrzny egzamin zdałam!! Uff... Danusia powiedziała, że Czarek czuwał :D
Ale i inne kochane ludziki też mi pomogły dobrymi myślami i wsparciem :D
Teraz przede mną jazda w mieście. Mam nadzieję, że będzie szło dobrze.
A jeśli tak sobie, to trzeba będzie wziąć kilka godzin doszkalających i już.

Wczoraj postawili nowy nagrobek u Czarka. Fajnie, że akurat nie lało, to dali radę.
Ale panowie solidnie się namęczyli, bo w Wilanowie straszliwie ciasno jest. Jeszcze została kwestia - co ułożyć dookoła, bo jak na razie to się tylko zapadam w piachu.

Właśnie się rozpadało a ja jadę z Ulką na działkę :D Znowu nie pozostanie nic innego jak pić :D

No i... znów sobie trochę pojeżdżę, hihihi. Już się cieszę :D

poniedziałek, 4 lipca 2011

Uczyć się trzeba... ;)

Przygotowuję się do egzaminu wewnętrznego na prawko...
W dwa dni przerobiłam wszystkie testy, ale nie sama, o nie :D Z Ulą :D
I dobrze mi to zrobiło. Każde pytanie można było przedyskutować, zastanowić się. A nie tylko sprawdzić odpowiedź czy poprawna czy nie.
No i szok - pojeździłam trochę Yariskiem ;) Po raz pierwszy od kilkunastu lat usiadłam za kierownicą. I stwierdziłam, że to niestety jednak nie jest tak, jak z jazdą na rowerze... Zapomniałam jak się operuje pedałami. Ale kilka jazd na kursie i się wyrobię. Mam nadzieję, hihihi :D

Dzięki Uluś, że mnie dopuściłaś do samochodu :D No i przede wszystkim, że się ze mną uczyłaś :D

Ale stracha miałaś, co? ;)

Działka daje ukojenie, pozwala się wyciszyć, gdy tego potrzeba. Ale bywają momenty, gdy jest mi bardzo źle. Za dużo mam związanych z nią wspomnień o Czarku.
Gdy pierwszy raz po Jego śmierci spałam na naszym łóżku, miałam przykry sen. Właściwie to nie wiem jak to nazwać - to była mieszanka snu i jawy...
Faktem było, że spałyśmy z Ulą w osobnych pokojach. Viki nie mogła się zdecydować u której chce spać i biegała co chwilę od jednej do drugiej. No i w pewnym momencie to wszystko przeszło w sen, w którym... budzę się i wiem, że jestem na działce. Wiem, że Viki lata między pokojami. Myślę sobie, ok - jestem ja, Ula, Viki. Ale co jest z Czarkiem? Przecież nie śpi sam w dużym pokoju.. Czuję przerażenie. Biegnę do Uli i pytam ją, gdzie jest Czarek. Ula jest zaspana, patrzy na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Po chwili dopiero dociera do mnie, że przecież On nie żyje. I wtedy budzę się już na serio. Serce potwornie mi wali, trzęsę się cała, jestem zapłakana. Wiem, że w tym śnie strasznie się o Czarka bałam, że coś mu się stało. Zanim zrozumiałam że Jego już nie ma - byłam przerażona, roztrzęsiona. Dawno już nie czułam takiego niepokoju. Strasznie to wszystko było realne...
I bardzo bolesne.

Kochać Cię było łatwo.
Zapomnieć - niemożliwe...

środa, 29 czerwca 2011

Gdy noga zawodzi...

No to doigrałam się.
Już rok temu żylak w nodze dawał mi znać... zrobiłam badania przepływów i lekarz powiedział, że za rok, dwa trzeba będzie operację robić. Ciągle byłam na lekach przeciwbólowych i jak się po kilku tygodniach uspokoiło, to zapomniałam o całej sprawie. Ważniejszy był Czarek i jego zdrowie. Teraz wszystko powróciło. W poniedziałek idę do chirurga. Ciekawe czy mnie będzie chciał już na stół brać. Co prawda agness wspominała, że takie zabiegi robią też i laserem, ale ja się chyba do tego nie kwalifikuję. Ale zobaczymy... nie kraczę, bo skrzydeł dostanę ;)

Ważne, żebym do 7 lipca jako tako wydobrzała :D Rodzice mają 55 rocznicę i zabieramy ich z Ulą do teatru na "Białą bluzkę" Jandy. Już uprzedziłyśmy tatę, żeby miał przy sobie kartę, bo po spektaklu do jakieś knajpki wypada się wybrać :D

Nie da rady nie myśleć o naszej rocznicy. 20 lipca byłaby okrąglutka - 20-ta.
Podobno porcelanowa. No to się stłukła... Smutno mi.

wtorek, 28 czerwca 2011

Albumowo

Kolejne dni minęły nadzwyczaj szybko :D

Zlot kuzynów udał się wyśmienicie. Działka to jest jednak idealne miejsce na spotkanie. Czarek był cały czas z nami, to się czuło. I było dobrze. Zadziwiająco dobrze.

Od jakiegoś czasu kompletuję zdjęcia do albumu. Natchnęła mnie tą myślą kika - gdy podarowała mi taki mały albumik o mnie i o Czarku. To był piękny, wzruszający gest. Chcę zrobić podobny album dla siebie i teściów - ale duuuży - z całych 24 lat... To wcale nie takie łatwe. Zdjęć jest cała masa... i jak je tu przebrać? ;)

To jest jeszcze sprzed ślubu - ulubione mojej Siostry :D
Wiesz Czarek, że Twoja mama nie poznała Cię na nim? Hihihi :D


Oboje jesteśmy nie do poznania :D

No więc teraz siedzę, przebieram, skanuję, układam... I ciągle szukam, szukam ciekawych ujęć. No i proszę kogo mogę o jakieś fotki, bo pewnie znajdą się jeszcze takie, o istnieniu których nie mam pojęcia...

Gdy w deszczu łez,
poczujesz wielki ból i cierpienie,
przytul do serca piękne wspomnienie.



Dzisiaj zmarł Maciej Zembaty... Klasyk czarnego humoru i wielki człowiek.
Uwielbialiśmy z Czarkiem jego "Ostatnią posługę"...