poniedziałek, 30 stycznia 2012

Klarcia...

Tak mnie dziś wzięło sentymentalnie...
Większość z nas pewnie straciła kiedyś ukochanego zwierzaka.

W ostatni wtorek odeszła Klara - ukochana kotka Danki, Wojciecha i Krzyśka.
Pluszowa przyjaciółka towarzyszyła im przez całe 17 lat. Pamiętam jak moja Kora bała się przejść w nocy z łazienki do pokoju, bo w przedpokoju leżała Klarcia i błyskała oczami w ciemności ;) Fajne zwierzątko, widać było że jest zadowolona i pogodna. Jak mówi Ula - Klara miała wielkie szczęście, że trafiła do naszych Kuzynów - do dobrych i cudownych ludzi :D
Trzymajcie się Kochani i pamiętajcie, że nasze zwierzaki zawsze są przy nas, nawet jeśli zostały nam po nich tylko wspomnienia i zdjęcia.



On wróci - Franciszek Jan Klimek

(O kocie, który odszedł na zawsze)

Zapłacz
kiedy odejdzie,
jeśli Cię serce zaboli,
że to o wiele za wcześnie
choć może i z Bożej woli.

Zapłacz
bo dla płaczących
Niebo bywa łaskawsze
lecz niech uwierzą wierzący,
że on nie odszedł na zawsze.

Zapłacz
kiedy odejdzie,
uroń łzę jedną i drugą,
i – przestań
nim słońce wzejdzie,
bo on nie odszedł na długo.

Potem
rozglądnij się wkoło
ale nie w górę;
patrz nisko
i – może wystarczy zawołać,
on może być już tu blisko...

A jeśli ktoś mi zarzuci,
że świat widzę w krzywym lusterku,
to ja powtórzę:
on w r ó c i...
Choć może w innym futerku.

piątek, 27 stycznia 2012

Więcej niż zniesmaczona

Zwykle bywam zniesmaczona, gdy czytam u innych o kradzieżach zdjęć. Tym razem mnie to dosięgło... Opis jest tutaj. Rozeźliłam się na pannicę.
Zaraz coś z Ulą wychylę na tę okoliczność... ;)

Oczekiwanie

Teraz już tylko czekamy...
9 lutego mama jedzie do szpitala. Zrobią jej tomografię i inne badania, jeśli kardiochirurg będzie jeszcze czegoś potrzebował. Wiem, że chcą sprawdzić naczynia wieńcowe, żeby w czasie operacji coś nowego nie wyskoczyło.

W każdym razie najprawdopodobniej już mama zostanie tam do samej operacji.

Luty jest teraz szczególnym miesiącem. Rocznica Czarka i msza, na którą mają zjechać Kuzyni. Potem urodziny mamy. W tym wszystkim przewija się sesja, każdy weekend mam zajęty szkołą. No a na koniec doszła operacja mamy. Najkrótszy miesiąc a taki przeładowany... Dobrze, że w tym roku ma dodatkowy dzień ;)

No i poryczałam się. Teraz każda myśl o Czarku wywołuje łzy. Na co dzień jakoś się trzymam, wspominam Go, mówię do Niego i nie czuję się z tym tak bardzo źle, jak w tej chwili. Zbyt dużo nagromadziło się teraz odczuć, pragnień. Całe szczęście, że mam czym zająć głowę. Kolejne sprawy do rozwiązania zmuszają do wzięcia się w garść. Powinnam też pogadać z mamą co trzeba przygotować przed jej pobytem w szpitalu. Będzie przecież przez jakiś czas unieruchomiona. Muszę zaplanować sobie wszystko, żeby później było łatwiej ogarnąć się. Weekend zapowiada się pracowicie ;)

No i niedługo do teścia trzeba będzie zadzwonić. Imieniny się zbliżają. Jakoś ostatnio już się nic nie wyprawia. W sumie, to nic dziwnego, ale smutne to...

sobota, 21 stycznia 2012

Nowy dzień... nadszedł

Niech deszcz pada i zmyje moje łzy
niech napełni moją duszę i utopi me obawy
niech zniszczy mur dla nowego, nowego słońca
Nowy dzień...nadszedł
"New Day Has Come" - tą piękną piosenką Celine Dion przywitała mnie z rana damakarro :D Dziękuję Ci serdecznie za życzenia. Niech się spełnią choć częściowo, a już będę bezgranicznie szczęśliwa :)

A Uluś tak do mnie dziś zagadała...
wszystkiego najlepszego Siostro Agnieszko
Poczułam się jak pielęgniarka, lub co gorzej zakonnica :D :D :D
Wielkie dzięki Siostra za piękne życzenia!! :*

Z nowinek... imprezkę imieninową przenieśliśmy na inny termin, bo jednak teraz powypadały nam różności (m.in. mnie wyjazd, Donowi operacja kota). Ale spotkać się trzeba, bo już szmat czasu się nie widzieliśmy ;)

Już wiem, że z egzaminu z angielskiego mam 5! :D Trudno mi uwierzyć, ale udało się ;)

No, ale i tak teraz wszystkie nasze myśli kierują się ku wtorkowi, kiedy mamy wyjazd z mamą do Anina. Na razie to jeden dzień hospitalizacji w celu wykonania dodatkowych badań, ale nerwy i tak są napięte... Wierzę, że wszystko pójdzie pomyślnie. Po prostu musi tak pójść.

sobota, 14 stycznia 2012

Sesja rozpoczęta

No to mam już pierwsze wpisy do indeksu...
Piątka z minusem z ekonomii i... szóstka z rachunkowości :D
Muszę przyznać, ze pierwszy raz dostałam "celujący"... Fajne uczucie ;)
Jutro ciąg dalszy zmagań. Ale już jest dobrze, kolejny krok do przodu.

A za tydzień niezły weekend się zapowiada :D Potrójna impreza imieninowa!!
Coś dobrego do szamania muszę wykombinować. Ale to się da zrobić ;)
Choć już nie będę miała tak dobrej pomocnicy przy boku... Karen, nie wpadłabyś znowu? ;)

czwartek, 12 stycznia 2012

Opiekuj się nami, proszę...

Czasami się zastanawiam jak ludzie odbierają takie puste gadanie do grobu - Trzymaj się Misiek, Cześć Szwagier... Czy trzeba pożegnać kogoś naprawdę bliskiego, żeby takie teksty nie wydawały się głupie, żeby je rozumieć? Nie potrafię sobie przypomnieć wcześniejszych własnych odczuć w tym temacie. Ale wiem z pewnością, że z nikim w taki sposób nie rozmawiałam. A po śmierci Czarka to się zmieniło. Np. gdy poszłam na grób mojego kuzyna, mówiłam w myślach do Marka. To było dla mnie zupełnie naturalne, nawet się nad tym nie zastanawiałam. Słowa same popłynęły.

Znalazłam taką myśl amerykańskiego pisarza Johna Irvinga
”Jeśli ktoś, kogo kochasz umiera i to niespodziewanie, nie odczuwasz straty natychmiast. Tracisz tego kogoś kawałek po kawałku przez długi czas - w miarę jak przestaje do niego przychodzić poczta, jak wietrzeje zapach jego perfum na poduszce oraz ubrań w szufladzie i szafie. Stopniowo gromadzisz fragmenty, które odeszły, właśnie wtedy nadchodzi ten dzień - ten dzień, gdy brakuje ci szczególnie jednej konkretnej cząstki i przytłacza cię uczucie, że ta osoba odeszła na zawsze, a potem nadchodzi inny dzień i odczuwasz szczególny brak czegoś innego”
Czuję, że poza pierwszym zdaniem, reszta treści jest mi bardzo bliska. Bo stratę odczułam bardzo szybko, właśnie od razu, natychmiast. Ale kolejne dni przynosiły mniejsze lub większe smutki, wrażenie pustki. Pewne zdarzenia, miejsca przypominały o Czarku, kojarzyły się z Nim. I chyba im dalej od tego strasznego dnia, tym większe spustoszenie robią w moim życiu. Bo gdy już jakiś moment, jakaś chwila wydają się być poukładane, rana trochę zasklepiona - wystarczy jedna myśl, jedno wspomnienie, by wszystko rozwalić. A tęsknota tak bardzo przytłacza. I co z tego, że w ciągu dnia jakoś się trzymam, żartuję, śmieję się... gdy wieczorem smutek powraca ze zdwojoną siłą.

Nie wiem Czarku, czy masz jakieś chody tam, gdzie jesteś... ale jeśli możesz, to pogadaj z kim trzeba, wstaw się za nami ;) Wierzę, że każdy ranek daje szansę na to, by wieczorem móc powiedzieć: Taak, to był na prawdę szczęśliwy dzień.
Bardzo chciałabym móc tak wkrótce powiedzieć :D

środa, 11 stycznia 2012

Nocnie :)

Dobra, ja właściwie śpię... Ale tak na chwilkę do kompa podeszłam :)
Wczorajszy wieczór okazał się niesamowity... Wierzę, że cuda się zdarzają!! Co prawda tym razem nie w mojej rodzinie, a wśród znajomych, ale od czegoś trzeba zacząć :D
Jeszcze jestem oszołomiona... Nie każda diagnoza jest wyrokiem. Lekarz jest tylko człowiekiem i może się mylić. Chciałam czegoś dobrego? I mam. Jest super :D

A teraz coś dla Radiojoyki... Ostatnio nastraja się kawałkiem Gotye...



Aniu, tym razem wstawiam cover... ale jaki zajefajny :D

wtorek, 10 stycznia 2012

Wieści takie sobie

No bo nie może być tak, żeby było dobrze. Nie mówię, że ma być super, wspaniale... ale żeby po prostu było w miarę OK.
Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że były kradzieże na działce. Na szczęście do naszego domku nie włamali się.
Wtedy nie.
Dzisiaj tata dostał telefon, że i u nas złodzieje grasowali. Nie wiem w jaki sposób, ale otworzyli okno, weszli do środka, przekopali trochę szafki, wypili resztki alkoholu, nasikali do kibla... i zmyli się. Dobrze, że tylko tyle. U sąsiadów rozwalili muszlę klozetową...
Jutro jadę z Ulą na działkę. Zobaczymy, jak to wszystko wygląda.
Rok temu była taka sama akcja. Zaraz po śmierci Czarka, jeszcze przed pogrzebem. I też widać było, że szukali alkoholu. Mówiliśmy wtedy, że trzeba coś zostawiać, bo lepiej żeby się napili niż poniszczyli złośliwie.
Tak czy inaczej, nieprzyjemna sprawa. Sama świadomość, że ktoś obcy tam łaził, dotykał, wyrzucał z szafek...

No, ale wieści o działce przyszły w południe. Ranek jednak nie był lepszy.
Umówiłam się z Ulą, że przyjedzie po mnie i pozałatwiamy różne sprawy na mieście.
Pojechałyśmy najpierw do mojej szkoły po zaświadczenie do ZUSu. Ula zaparkowała dosyć daleko, więc powiedziałam jej, że za karę sama opłaci parking. No to ja poszłam do szkoły, Ula do parkomatu, który na szczęście (jak się później okazało) był bardzo blisko.
Wróciłam do samochodu, wsiadam i widzę, że Ula coś nie halo... Jakimś takim płaczliwym ale jednocześnie wesołym głosem mówi mi, że jednak spełni się moje marzenie. Myślę sobie, ok... zadzwonili do niej, że dostała pracę, więc może telewizor mi kupi :D A ta mi mówi, że jak odchodziła od parkomatu, to nie zauważyła stopnia, spadła z niego i coś sobie z kostką zrobiła... Pewnie kontuzja jej się odnowiła, ledwo do samochodu dokuśtykała. I że będę jej samochodem jeździć... O ja biedna, naiwna :D Myślałam, że coś dobrego nas spotkało... No i żeby zaraz to miało być moje marzenie? ;) Ale fakt, z samochodem sobie poradziłam. W kilka miejsc pojechałam, parkowałam jak trzeba, do domu też dojechałam. Kilka razy zgasł mi... ale muszę przyznać, że jednak lepiej oplem mi się jeździ, lepiej go czuję. Jutro to jeszcze sprawdzę w drodze na działkę :D

Z Pluszem ostatnio gadałam, z Radiojoyką i z karen. Aneta też wczoraj dzwoniła. Sami mają swoje problemy, kłopoty, ale i o mnie myślą. To fajne, krzepiące. Takie poczucie, że inni pamiętają, że pytają - bardzo pomaga. Za jakiś czas może z Dawidem i agness się zobaczę, może i Tdd da się wyciągnąć wieczorem. Trzeba trochę się wygadać, ponarzekać, napić czegoś kapkę ;) Bo ogólnie wesoło nie jest, przygnębiająco raczej. Trzeba to zmienić. Niech się wydarzy coś dobrego. W końcu.

wtorek, 3 stycznia 2012

Wizyta w Aninie

Byliśmy dziś w Aninie. Chcą mamie jeszcze jakieś badania porobić - koronografię lub tomografię naczyń wieńcowych, która jest mniej inwazyjna. No i profesor powiedział, że operacja wiąże się z ryzykiem, ale po jej zrobieniu jest pewność, że tętniak nie pęknie. Zaś jeśli nie będzie operacji i tętniak pęknie, to nie będzie co zbierać. No to sprawa jest jasna. Nie ma innego wyjścia.
Teraz czekamy na telefon z Kliniki kiedy te badania.
Znowu się wszystko przeciąga... Okropne czekanie.

Nie mogłam znaleźć kluczy do mieszkania. Wywaliłam wszystko z torebki i nic. Pomodliłam się do św. Antoniego, trochę Czarka pomolestowałam ;) I zadziałało jak zawsze :D Z tym, że tata je znalazł... Wymacał w podszewce torebki :D :D Co za ulga...

No i jeżdżę, jeżdżę :D Cieszę się jak głupia :D