piątek, 30 listopada 2012

Never let me down again ("101" - 1989)

Jakiś czas temu zagadał mnie na fejsie Dżidżi ;) Mówił, że Czarek mu się śnił :) Lubię, gdy ludzie mówią mi o tym. Jakoś mnie to podnosi na duchu. Podobno był też u Niego, zapalił świeczkę. Ale to już jakby mniej istotne. Ważne, że nadal o Nim myślimy, że wspominamy i dzielimy się tym między sobą.

Dwa tygodnie temu malami wpadła na weekend do Warszawy. Spotkałyśmy się oczywiście u Czarka :) Musiałam zerwać się ze szkoły, na szczęście nie miałam wtedy komputerów, bo byłoby ciężko...

Malami też była pod wrażeniem zdjęcia Czarka - wyraźnie na nas patrzył, obserwował :) I tak naprawdę tylko ta fotka tak idealnie oddaje osobowość Czarka. Czuję nieustającą wdzięczność do Gana, że udało mu się ustrzelić takie fajne zdjęcie :D

Co jakiś czas słyszę w radiu o koncercie Depeszów w Warszawie. Myślę sobie - a może by tak? :D Wzięłam dziś i zajrzałam na livenation, żeby sprawdzić ceny biletów. Niby wychodzi tak samo, jak 3 lata temu w Łodzi - 176zł. Sęk w tym, że miejsca są nienumerowane, a stanie w kolejkach żeby zdobyć jakieś w miarę dobre miejsce jakoś mi się nie uśmiecha :) Miejscówki też były, oczywiście droższe - po 275zł. No, ale właśnie... były :) Przeleciało mi przez głowę, że może bym kupiła, gdyby były... No, ale nie było, więc mogę tak sobie gdybać :)

Pozostaje powspominać :) Obok fragment koncertu z Łodzi. Gdzieś tam, wśród publiczności na trybunach siedzimy my - Agni i ceeem. A na płycie podryguje w strasznym ścisku goldi :) Dzień 11 lutego 2010r. - najpierw koncert, a potem świętowanie urodzin Wojciecha :) Fajny czas, dobre chwile, takie naprawdę nasze, no i piękne obrazy, dźwięki przynoszące oczyszczające łzy... Uśmiecham się, cieszę się, że potrafię się uśmiechać na takie wspomnienia.



Dobra, czas do łóżka. Jutro Viki zaczyna szkolenie :) Właściwie to obie zaczynamy, bo przecież ja też muszę wiele się nauczyć :)


<edit>

I takie małe co nieco...

Fejsbukowe lanie wosku :)


Mój dobry duszek? :) No bo chyba nie aniołek :D:D

czwartek, 1 listopada 2012

Listopadowo

Żałoba ma swój początek, ma też swój koniec. Podobnie jak inne sytuacje w życiu.

Płakałam, krzyczałam, złościłam się, prosiłam, błagałam, tęskniłam. Piszę w czasie przeszłym, bo działo się to przez wszystkie te miesiące odkąd nie ma Czarka. Ale to wszystko siedzi gdzieś we mnie, ukryte, przyczajone. Pogodziłam się, wyciszyłam, ale wystarczy mała iskra, by wszystkie nagromadzone emocje eksplodowały.

Czy nadal jestem w żałobie? Czym ona właściwie jest? Kiedy się skończyła, jeśli w ogóle to nastąpiło? Żyję dalej, uczę się, bawię, śmieję, odkrywam nowe rzeczy. Ale zawsze towarzyszy mi myśl o Czarku, co by powiedział, jak zareagował, żal że czegoś nie doświadczył, nie doczekał.

Viki się denerwuje, bo łzy mi lecą i pociągam nosem. Kochana psina zawsze umie mnie pocieszyć ;)

Dzisiaj Święto Zmarłych. Zwykle wybieraliśmy się na groby, ale w tym roku nie idziemy. Rodzice są przeziębieni, wolę żeby wygrzali się w domu. Jak już się przemieli ten cały tłum, gdy będzie spokojniejszy dzień, wtedy pojedziemy.

Do Czarka też teraz nie jadę. Mam Go w sercu, nadal czuję że jest blisko. Wolę pojechać do Wilanowa spontanicznie, gdy poczuję że naprawdę tego chcę. Może to głupie, ale zawsze gdy przejeżdżam koło cmentarza w drodze na działkę, mówię - cześć Misiek :) Nie chcę by to miejsce napawało mnie smutkiem, łatwiej mi traktować je jak każde inne. Wyjątkowych jest wiele miejsc, w których nadal jest Czarek, w których pozostawił swój ślad w ten czy w inny sposób. Najważniejsze, że nadal jest we wspomnieniach moich, naszych bliskich i przyjaciół.

Może faktycznie gdzieś tam na mnie, na nas czeka? Mam tylko nadzieję, że się nie nudzi :)