sobota, 23 kwietnia 2011

Wielka Noc tuż, tuż...

Święta Wielkanocne to czas
odradzania wszystkiego co piękne
i dobre w człowieku, a wiosna daje
nadzieję na lepszą przyszłość.
Niech najbliższe dni przyniosą spokój,
dadzą siłę na pokonywanie trudności
i pozwolą z ufnością patrzeć w przyszłość...

Wszystkim, którzy tutaj zaglądają - więc i sobie :D
życzę spełnienia marzeń i jak najwięcej miłości.
Cieszmy się każdą chwilą spędzoną z bliskimi i przyjaciółmi.
I żyjmy, po prostu żyjmy, bo jutro nieznane przed nami...

czwartek, 21 kwietnia 2011

Takie tam...

Przeglądam różne artykuły, rozmawiam z ludźmi o utracie bliskich, o śmierci...
i doszłam do wniosku, że paradoksalnie - miałam dużo szczęścia. Zwykle pierwszą reakcją na wiadomość o czyjejś śmierci jest zaprzeczenie, negowanie faktu że ta osoba nie żyje. Emocjonalnie dużo dłużej człowiek dochodzi do zrozumienia, że strata jest nieodwracalna. U mnie ta akceptacja przyszła od razu, z resztą już o tym pisałam. Ten temat powraca w rozmowach, więc gdzieś w głowie tłucze mi się myśl, że może ze mną jest coś nie tak? Wiem, że nie mogę iść według jakiegoś schematu. Że każdy odczuwa, przeżywa inaczej. I w każdym przypadku będzie to prawdziwe i właściwe zachowanie. Nie uciekam w alkohol, żeby zapomnieć...
Nie faszeruję się antydepresantami... Wychodzę z domu, spotykam się z ludźmi i nie czuję się nielojalna w stosunku do Czarka. Lubię i chcę o Nim rozmawiać,
nie boję się wspomnień, choć często wywołują ból i łzy. A jednocześnie miewam huśtawki nastrojów, jestem wtedy nie do zniesienia. Czepiam się wszystkich o byle głupstwo. Najbardziej dostaje się wtedy mojemu Tacie... Chyba podświadomie odczuwam jakiś straszny gniew i nie chcąc przyznać się do tego uczucia sama przed sobą - wyładowuję emocje na innych... Takiej siebie nie lubię...

Jutro znowu jeden z cięższych dni... Ale jak zwykle jakoś to będzie - powspominam Czarka z Ulą, poprzytulam Viki, wypłaczę się i doczekam kolejnego dnia :D

Rebeka - Alfred Hitchcock
Chciałabym, żeby wymyślono sposób na butelkowanie wspomnień – tak jak perfum. Żeby nigdy się nie ulotniły, ani nie straciły świeżości.
Żebym w każdej chwili mogła otworzyć buteleczkę i przeżyć to jeszcze raz.

środa, 20 kwietnia 2011

Łzy

Jadę samochodem - mijam miejsca, do których często jeździliśmy.
Idę ulicą - patrzę na nierówno ułożoną kostkę przy kiosku, o którą tak często się potykałeś.
Wychodzę z psem na podwórko - i szukam Cię wzrokiem wśród krzewów, gdzie zwykle na mnie czekałeś.
Zgubiłam niebieską chustę z Paryża. Miałam ją 24 lata, dokładnie tyle, ile byłam z Tobą... Czemu byłam taka nieuważna? Czemu stało się to akurat dwa miesiące po Twojej śmierci? Tak bardzo ją lubiłam, Ty mnie w niej tak lubiłeś...
Łzy spływają mi po policzkach, a przecież wokół toczy się zwyczajne życie.

Kochana malami - dziękuję Ci za wczorajsze słowa...

każda rzecz, każdy gest odczytujesz teraz tak, jakby był powiązany z Czarkiem
ale tak być musi, pielęgnujesz w sobie pamięć o Nim i wszystkie chwile chciałabyś przeżyć kolejny raz...
nie ławeczka, nie chusta, nie miejsce... to On się wiąże z tymi przedmiotami... dlatego są takie szczególne


Idealnie ujęłaś w słowa to, co czuję. Wspomnienia będą zawsze blisko mnie, ale na szczęście nie będą im towarzyszyły jedynie łzy... ale także śmiech... Lubiliśmy się śmiać, więc czemu miałabym tego unikać? Zwłaszcza, gdy inni mi pomogą :D

Miłość
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic.
Jestem może bledsza,
trochę śpiąca
trochę bardziej milcząca
lecz widać można żyć bez powietrza!

sobota, 16 kwietnia 2011

Dwa miesiące temu...

To było dokładnie dwa miesiące temu. W tej chwili odszedłeś... Cząstka mnie umarła wraz z Tobą... Ale wiem, że nie chciałbyś bym zamartwiała się, płakała. Staram się jak mogę, ale to nie łatwe. Rozpaczliwie za Tobą tęsknię. Żegnaj, Kochanie...

Goodbye my lover.
Goodbye my friend.
You have been the one.
You have been the one for me.

piątek, 15 kwietnia 2011

Oczekiwanie

Tak, Ula dobrze dziś powiedziała. Potrzeba nam jakiegoś kopa, jakiegoś pozytywnego wydarzenia, które nas podniesie. Wszyscy jesteśmy skaputniali, pozbawieni życia. Emocje opadły i energia kompletnie z nas wyparowała. Powoli się wszystko układa, ale to jednak nie TO. Jedna dobra wieść, druga dobra wieść a jakoś nic nie cieszy...

Ostatnio znów gorzej sypiam, mimo tabletek. Pewnie dlatego że nadchodzi TEN dzień. Niby taki sam jak inne, jeden z wielu bez Czarka. A jednak szczególny przez datę. Anet ma rację - najgorzej jest dzień przed... Przypominam sobie, że też tak czułam miesiąc temu (boszzz... wydaje się to całe wieki temu...). Podniecenie, rozgorączkowanie, zniecierpliwienie - żeby w końcu ten dzień przyszedł i jak najszybciej minął. Dave i agness zabierają mnie jutro do siebie, ale już sama nie wiem czy to dobrze. Boję się, że nie dam rady, że będę tylko ryczeć tak, jak teraz. W domu przynajmniej mogę zwinąć się w kłębek i przytulić do Viki. A wśród ludzi? Nie dość, że ja będę się męczyć, to jeszcze im zmarnuję wieczór.

Boję się, wcale nie jestem dzielna. Tak bym chciała obudzić się i stwierdzić, że to był tylko przerażający sen...

niedziela, 10 kwietnia 2011

Żal

Jakiś czas temu Radiojoyka zdziwiła się, gdy powiedziałam, że następnego dnia będę piła - miałam się spotkać z kolegą w środę... popielcową, więc ścisły post itd.
Napisałam jej:
- Ania... Bóg mi zabrał ukochanego... mam gdzieś post, wybacz...
- idę pogadać, no... a że przy okazji piwa czy wina się napiję...


Odebrała to tak, jakbym miała do Boga pretensję o Czarka.

Nigdy czegoś takiego nie pomyślałam. Stwierdziłam jedynie fakt.
Czuję żal, owszem... ale do życia.
Przez chwilkę przelatywały mi przez głowę pytania do Czarka - czemu mi to zrobiłeś, czemu zostawiłeś?

Wracam myślami do tej rozmowy z Radiojoyka, bo czytam/słyszę, że trzeba przejść przez różne etapy żalu, aby w końcu zaakceptować śmierć. A ja tę akceptację poczułam niemalże w tym samym momencie, w którym zdałam sobie sprawę, że Czarek nie żyje.

Może dlatego mój żal jest krótkotrwały, chwilowy, stanowi jakby takie ledwo zauważalne przebłyski. Nie zdążę o nim nawet dobrze pomyśleć, odczuć... a już przemija.

Jednak żal wywołuje mnóstwo emocji, które pozostają na dłużej. Czasem mam ochotę wykrzyczeć się, ale to akurat muszę tłumić, bo z realizacją jest ciężko... Czasem szlocham, łzy płyną jakbym kran odkręciła - i nie muszę nic robić, nawet nie myślę o Czarku. To się dzieje jakby niezależnie ode mnie, nie umiem tego opanować. To po prostu musi samo przejść. Taki stan przychodzi nagle i niespodziewanie i tak samo odchodzi.


Nie zawsze można się przygotować na śmierć, ale każda śmierć ma jakiś głębszy sens.
No to ja go jeszcze nie znalazłam...

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Telefon

Przegadałam właśnie prawie 2 godziny z kumpelą. Najpierw telefonicznie, potem na gg... Czuję się jakbym dostała obuchem w głowę. Problemy w małżeństwie miewa każdy. Jednak nie każdy decyduje się na rozstanie i to mając dzieci. Śmierć Czarka odeszła jakby na bok... Żałuję, że nie mogę z Nim o tym wszystkim pogadać. Popieprzone to życie. Ciągle nas doświadcza, kopie w dupę i ciągle mu mało...

piątek, 1 kwietnia 2011

Dotyk

Brak mi go. Najzwyczajniej w świecie brak mi zwykłego, codziennego dotyku. Muśnięcia dłonią po karku, po włosach, pogłaskania po ramieniu. Zawsze z tkliwością patrzyłam na starszych ludzi, którzy szli trzymając się za ręce. Zastanawiałam się, czy nam też tak będą się przyglądać - bez śmiechu ale z życzliwością...
To było kiedyś... Teraz wiele dla mnie znaczy bezinteresowny dotyk dłoni przyjaciela. Pogłaskanie po głowie, czy przytulenie bardzo wzmacnia. Chwile, gdy ktoś nie pozwala mi rozklejać się i sprawia że czuję się bezpiecznie są nieocenione. Jeszcze teraz się uśmiecham na wspomnienie prawie 12 godzin spędzonych z dwoma mężczyznami i Whisky :D
Czułam się fantastycznie. Takich spotkań mi trzeba...