czwartek, 21 kwietnia 2011

Takie tam...

Przeglądam różne artykuły, rozmawiam z ludźmi o utracie bliskich, o śmierci...
i doszłam do wniosku, że paradoksalnie - miałam dużo szczęścia. Zwykle pierwszą reakcją na wiadomość o czyjejś śmierci jest zaprzeczenie, negowanie faktu że ta osoba nie żyje. Emocjonalnie dużo dłużej człowiek dochodzi do zrozumienia, że strata jest nieodwracalna. U mnie ta akceptacja przyszła od razu, z resztą już o tym pisałam. Ten temat powraca w rozmowach, więc gdzieś w głowie tłucze mi się myśl, że może ze mną jest coś nie tak? Wiem, że nie mogę iść według jakiegoś schematu. Że każdy odczuwa, przeżywa inaczej. I w każdym przypadku będzie to prawdziwe i właściwe zachowanie. Nie uciekam w alkohol, żeby zapomnieć...
Nie faszeruję się antydepresantami... Wychodzę z domu, spotykam się z ludźmi i nie czuję się nielojalna w stosunku do Czarka. Lubię i chcę o Nim rozmawiać,
nie boję się wspomnień, choć często wywołują ból i łzy. A jednocześnie miewam huśtawki nastrojów, jestem wtedy nie do zniesienia. Czepiam się wszystkich o byle głupstwo. Najbardziej dostaje się wtedy mojemu Tacie... Chyba podświadomie odczuwam jakiś straszny gniew i nie chcąc przyznać się do tego uczucia sama przed sobą - wyładowuję emocje na innych... Takiej siebie nie lubię...

Jutro znowu jeden z cięższych dni... Ale jak zwykle jakoś to będzie - powspominam Czarka z Ulą, poprzytulam Viki, wypłaczę się i doczekam kolejnego dnia :D

Rebeka - Alfred Hitchcock
Chciałabym, żeby wymyślono sposób na butelkowanie wspomnień – tak jak perfum. Żeby nigdy się nie ulotniły, ani nie straciły świeżości.
Żebym w każdej chwili mogła otworzyć buteleczkę i przeżyć to jeszcze raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny. Jeśli zostawiasz komentarz - proszę, podpisz się. Chyba że lubisz być anonimowy :D