poniedziałek, 31 października 2011

Wiersz

Miałam się nie rozklejać, ale jednak łzy popłynęły...

Dostałam dziś wiersz, piękne słowa napisane specjalnie dla mnie.

Nie umiem nic więcej napisać, jak tylko - dziękuję...


POCHYLAMY SIĘ NAD SOBĄ - damakarro

Chociaż dzieli nas ptaków przestrzeń
i nieba wszystkie odcienie,
wciąż się pochylam nad Tobą
i zbieram w obłoków żagle,
każde Twoje westchnienie.
A potem wypuszczam je wolno,
kładąc się pod wysokim drzewem,
zamykam oczy i słucham
jak szeleszczą Twoim ciepłym oddechem.
Wciąż się pochylam nad Tobą
gdy łzy po Twych policzkach płyną,
z szarych chmur wycinam chusteczki
i twarz delikatnie nimi ocieram,
by potem je rozwiesić nad moją doliną.
I siadam wtedy pod drzewem wysokim,
gdy krople z chusteczek na ziemię spadają,
w niemym zachwycie rośnie me serce,
widząc jak od łez Twoich, kwiaty zakwitają.
Lecz gdy się śmiejesz cicho lub głośno
to Ty, nade mną się pochylasz,
szczęśliwy leżę pod wysokim drzewem
i patrzę jak na wschodzie
słońce najpiękniejsze dla mnie wychylasz.

piątek, 28 października 2011

Poimieninowo

Pobyt u Uli wydłużył mi się prawie do tygodnia ;)
Dwa dni spędzone na porządkowaniu grobów dały mi się niestety we znaki. A i podziemia Świątyni Opatrzności też powiały chłodem.
Zatkało mi zupełnie zatoki, nadal mam kłopoty z oddychaniem a w nocy budzę się co godzinę, bo tak mam wysuszone gardło i usta. Jeszcze kaszel mnie dodatkowo męczy. Dobrze, że w oskrzelach nic nie siedzi. Kuruję się, prawie nie wychodzę z domu - tylko na spacery z Viką, no i na jazdy doszkalające. Wczoraj byłam... Nawet jestem zdziwiona, że tak w sumie dobrze mi poszło. Nie mówię, że wszystko idealnie i za pierwszym razem wychodziło. Ale zupełnie nieźle. Jeszcze niedziela, poniedziałek i środa - przed egzaminem. No i zobaczymy jak mi pójdzie :D Muszę przecież dać radę :D

Imieniny Uli bardzo udane. Zresztą nie mogło być inaczej skoro kuzyni przyjechali. Dzielnie dotrzymywałam Wojciechowi towarzystwa przy piwku, a i Złota gorzka z miętą zacnie w gardła wchodziła :D Danusia jak zwykle wspierała mnie i Ulę. Nie wiem skąd u niej tyle ciepła i serdeczności... Zawsze potrafi tak dobrać słowa, gesty, by podnieść nas na duchu. Prawdziwy Skarb :D

Spadam wygrzać się do wyrka. Viki już czeka pod kocykiem. Wczoraj normalnie mnie wystraszyła. Obudziłam się w nocy, leżałam sobie na boku, wspominałam Czarka i poczułam nagle, jakby mi ktoś poprawiał kołdrę na plecach... Pierwsza myśl, że to Czarek. Po chwili - ty głupia kobieto! Przesunęłam ręką za siebie, żeby naciągnąć kołdrę i poczułam ciepło ciała... Mało nie krzyknęłam. Kompletnie zapomniałam o Viki, a ta chciała się wsunąć pod kołderkę... Dobrych kilka minut serce mi się uspakajało ;)
A tak w ogóle, to ostatnio znów mam tak, że wystarczy tylko myśl o Czarku i już dławi mnie w gardle i łzy kapią. Tak widocznie musi być i już. Ale dobrze, że nie jest tak na wciąż. Ból nie daje o sobie zapomnieć, ale takie chwile ogromnego smutku i przygnębienia trafiają się tylko od czasu do czasu.
Muszę być silna. Jestem silna! No! :D

środa, 26 października 2011

Sen kiki

Zawsze mnie interesują sny, w których pojawia się Czarek. To chyba nikogo nie dziwi ;)

Ostatnio dostałam wiadomość od kiki. Zastanawiała się nad pewną istotną dla niej sprawą i...
"wtedy przyśnił mi się Czarek i chciał mi coś ważnego powiedzieć a ja nie miałam jak się z nim spotkać. Widziałam go z daleka a nogi trzymały mnie w miejscu. Nie mogłam się ruszać, mój głos był zagłuszany przez samochody przejeżdżające obok. Szukałam sposobu żeby spotkać się z nim i co chwile byłam w innym miejscu. Im bardziej chciałam być bliżej niego tym skuteczniej wszystko sprzysięgało się przeciwko mnie. Trochę mnie to wymęczyło."
Ciekawe... ja też miewam z Nim sny, gdy mam podjąć ważną decyzję, gdy jakaś sprawa nie daje mi spać.
Czy to tylko podświadomość płata nam figle, czy jest w tym coś głębszego?

niedziela, 16 października 2011

Weekendowo

Wczoraj miałam wyjątkowo trudny dzień. Od samego rana strasznie brakowało mi Czarka. Nie mogłam ani pogadać ani wysłać smsa.
Totalny smutek. Nie łączyłam tego z faktem, że dziś mija 8 miesięcy. To po prostu tak na mnie spłynęło. Tęsknota. Potrzeba pogadania, opowiedzenia co dzieje się wokół mnie. O przytuleniu nawet nie wspominam.
Gdy jestem na zajęciach - ktoś mówi jakiś fajny kawał, jest jakaś śmieszna sytuacja - wydarza się cokolwiek, o czym chciałabym opowiedzieć Czarkowi. Już, natychmiast. I dupa. Nie ma takiej opcji. Mogę napisać do każdego, tylko nie do Niego. A to nie to samo. Niestety, mimo całej życzliwości i przyjaźni, jaka łączy mnie z rodziną i znajomymi...
Wczoraj wykorzystałam jednak Ulę... Do niej wysłałam smsa. I dobrze zrobiłam. Podniosła mnie na duchu, powstrzymała łzy. Zwróciła uwagę na coś innego, zajęła myśli przyjazdem kuzynów. Moment załamania minął, no a później już zajęcia mnie pochłonęły ;)
A dzisiaj... Na ekonomii kobieta niestety robiła regularne przerwy, więc moje myśli znowu leciały do tamtej daty... Spoglądałam na zegar na ścianie, odliczałam minuty. I to było silniejsze ode mnie. Ale jakoś to przetrwałam. Kolega usilnie starał się mnie rozbawić, bo zauważył że jestem smutna. W pewien sposób mu się to udało ;)

Kolejna para znajomych się rozwodzi (!), jakaś epidemia, czy co?
Ja z kolei chyba się wygłupiłam z jednym listem. Zero odzewu, więc chyba niepotrzebnie napisałam. Idiotycznie się czuję, gdy wokół same pary, a ja jak te piąte koło u wozu...
Spotkanie z Anią i Jurkiem w tym miesiącu też chyba nie wypali. Chyba coś jest w stwierdzeniu, że wdowy odstraszają :D

Ale imieniny Uli się zbliżają, więc oderwę się od smutków i marudzenia. Chcę się trochę pośmiać, powygłupiać. Dobrze, że spędzimy kilka dni razem i to z kuzynami :D

wtorek, 11 października 2011

A miało być tak miło...

Byłam dziś u teściów na obiedzie.
Było sympatycznie, nawet wesoło. Pod koniec wpadła Ula i była jeszcze sesja zdjęciowa z Ziemi Świętej ;)

Zaczęłyśmy się zbierać do wyjścia. Wróciłam z łazienki a tu teściowo opowiada Uli, że odstawiła zdjęcie Czarka (to z pogrzebu) głębiej na półkę, żeby nie było zbyt widoczne, bo nie może na nie ot tak po prostu patrzeć. Gdy rano wstaje, podchodzi, wita się z Czarkiem, mówi do Niego, ale tak na co dzień nie potrafi na tę fotkę patrzeć. Mówiła mi o tym już kiedyś, nie chciała bym to źle odebrała, a ja to szanuję.

Włączył się teść - ONA nie może patrzeć, ONA ryczy w samotności, ONA chowa zdjęcie, więc ja nie ubiorę choinki, bo będzie mi się źle kojarzyła, bo będzie pustka...

Mówię - mnie się prawie wszystko z Czarkiem kojarzy, każda rzecz, każdy przedmiot i gdybym w ten sposób zaczęła myśleć, to chyba bym zwariowała.

- Straciłem dziecko, to MÓJ ból
- To WASZ ból, wspólnie straciliście dziecko, może gdybyście razem starali się wspierać w cierpieniu, byłoby wam łatwiej?
- ONA nie potrafi się otworzyć, nam się cały świat zawalił, nie mamy już dla kogo żyć, straciliśmy syna, ty straciłaś męża ale możesz mieć jeszcze i 3 mężów...
- tato, ja już te słowa od ciebie usłyszałam, gdy żegnałam Czarka... i więcej nie chcę ich słyszeć, mam wielką prośbę - nie mów mi tak już nigdy więcej
- pffff... ogólnie się przyjęło, że wdowa może sobie jeszcze życie ułożyć i przykładowo tak mówię o tobie, że możesz mieć kolejnych mężów
- a czy chciałbyś, żebym powiedziała przykładowo o tobie - że gdybyś był młodszy to mógłbyś mieć kolejne dzieci? proszę tylko byś w ten sposób do mnie nie mówił, skoro mnie nie rozumiesz

Usłyszałam, że pozjadałam wszystkie rozumy, że jestem płytka, że chyba uważam go za głupka, który nie rozumie co mówię. A przecież on się bardzo cieszy, że ja swoje małżeństwo uważam za świętość, że chcę w tym wytrwać. On mi dobrze życzy i rozumie.

No i w tym cały problem. Nie rozumie. Ale się zaperza, bo to niesłychane, żebym ja miała swoje zdanie, inne od tego co on uważa za pewnik.

Dawno już przyznałam się sama przed sobą, że nie mogę reszty życia poświęcić na użalaniu się nad sobą i nad swoim cierpieniem. Ból czuję cały czas, ale uczę się go poskramiać by normalnie żyć.
Ale gadania, że mogę jeszcze mieć męża nie zdzierżę. Od nikogo. To moje życie, co będzie to będzie, ale nikomu nic do tego. Dla mnie teść zachował się tak, jakby nie miał uczuć. Więc niby czemu mają go obchodzić czyjeś? Co z tego, że rani?

Może kiedyś przeczytam te słowa i będę się śmiała, a przynajmniej dziwiła mojej dzisiejszej reakcji. Ale teraz, w tej chwili czuję się okropnie. Wiem, że niepotrzebnie się zdenerwowałam. Znam przecież teścia, wiem na co go stać. Ale - jak już pisałam dziś Ani - od razu stanęła mi przed oczami scena sprzed kostnicy. I pytanie teścia, czy będę chciała leżeć obok Czarka, bo przecież jestem młoda i jeszcze sobie życie ułożę. Nikomu nie życzę, by poczuł się tak jak ja wtedy i jak ja niestety ponownie dziś.

Spadam lulu. Jutro z rana jedziemy na działkę "zamknąć sezon" ;)
Pooddycham świeżym powietrzem, natlenię się i spojrzę z uśmiechem na świat.
Dzisiaj nastrój jest do dupy, ale to nie znaczy, że jutro ma być taki sam.

środa, 5 października 2011

Teoria na plus!!

Ufff... Udało się!!
Egzamin teoretyczny na prawo jazdy - godzina 16:00 - zdany!! Hurraaa :D
Zero błędów, a na dodatek zakończyłam jako pierwsza :D

Egzamin praktyczny w listopadzie... Trzeba sobie będzie przypomnieć wszystko, kilka dodatkowych jazd wziąć.

Ale się cieszę, no. Buźka mi się śmieje od ucha do ucha :D :D

poniedziałek, 3 października 2011

Witaj szkoło ;)

Weekend minął owocnie, choć nie do końca tak, jak planowałam.

Z pójścia na FOM zrezygnowałam już dawno, bo wolałam nie zawalać szkoły.
Jednak bardzo żałuję, że nie udało mi się dotrzeć w sobotę do agness i Davida.
Chciałam znowu dobrze się poczuć, pośmiać, powygłupiać.
Jednak z siłą wyższą się nie dyskutuje. Musiałam wrócić po szkole do domu. O zdrowie trzeba dbać. Wszyscy wokół mnie są teraz bardzo wrażliwi w tej materii. Każdy skok ciśnienia, osłabienie, alergia włączają głośny alarm. Na szczęście wszystko wróciło do normy.
No i z goldi i Piotrem nie zobaczyłam się. Bardzo mi na tym zależało, ale trudno. Poczekam na kolejną okazję.

Co do szkoły...
Zasady Rachunkowości - kobitka (Jagoda) na pierwszy rzut oka sympatyczna. Twierdzi, że można się z nią dogadać, że damy radę, tylko musimy być WYTRWALI! Jedno ale - kiepsko tłumaczy, bardzo chaotycznie. A co tu dużo mówić - na kierunku Rachunkowość, jego główny przedmiot powinien stać na wysokim poziomie.

Technika Biurowa - nasz opiekun, trochę zakręcony, cały czas w ruchu, nie może ustać nawet chwili w jednym miejscu. Co do Jagody - mówi, żebyśmy dali jej szansę, może się rozkręci. On sam jej nie trawi, nie lubi, więc jeśli nasze zdanie o niej się nie zmieni, to będzie załatwiał innego nauczyciela na kolejny semestr.

Elementy Prawa - fajny siwy facet. Wydaje się być surowy, ale po bliższym spotkaniu bardzo zyskuje. Z pewnością jest dokładny i zasadniczy, ale myślę, że to nie jest złe.

Podstawy Ekonomii - kobitka ciekawa, interesująco prowadzi zajęcia. Nie dyktuje suchych definicji, ale opisuje wszystko na konkretnych przykładach.

Angielski - młoda dziewczyna, sympatyczna. Ciekawa jestem jak sobie poradzi, bo te zajęcia będą dla niej sporym wyzwaniem - nie dość że poziom grupy od zupełne zero do średnio zaawansowany plus, to będzie się musiała uczyć razem z nami... Nie ma bowiem pojęcia o rachunkowości, a co za tym idzie i nie zna kompletnie związanego z nią słownictwa. A ma to być właśnie angielski zawodowy. Może być zabawnie :D

Jeszcze będzie Statystyka. Chyba nikt za nią nie przepada... Ale kiedyś dawałam jej radę, więc może i tym razem się uda.

Misiek... Ty też na stare lata dokształcałeś się :D Ile ja Ci w tym pomagałam, to już nie będę mówić... Teraz moja kolej. Dam radę ;)