wtorek, 11 października 2011

A miało być tak miło...

Byłam dziś u teściów na obiedzie.
Było sympatycznie, nawet wesoło. Pod koniec wpadła Ula i była jeszcze sesja zdjęciowa z Ziemi Świętej ;)

Zaczęłyśmy się zbierać do wyjścia. Wróciłam z łazienki a tu teściowo opowiada Uli, że odstawiła zdjęcie Czarka (to z pogrzebu) głębiej na półkę, żeby nie było zbyt widoczne, bo nie może na nie ot tak po prostu patrzeć. Gdy rano wstaje, podchodzi, wita się z Czarkiem, mówi do Niego, ale tak na co dzień nie potrafi na tę fotkę patrzeć. Mówiła mi o tym już kiedyś, nie chciała bym to źle odebrała, a ja to szanuję.

Włączył się teść - ONA nie może patrzeć, ONA ryczy w samotności, ONA chowa zdjęcie, więc ja nie ubiorę choinki, bo będzie mi się źle kojarzyła, bo będzie pustka...

Mówię - mnie się prawie wszystko z Czarkiem kojarzy, każda rzecz, każdy przedmiot i gdybym w ten sposób zaczęła myśleć, to chyba bym zwariowała.

- Straciłem dziecko, to MÓJ ból
- To WASZ ból, wspólnie straciliście dziecko, może gdybyście razem starali się wspierać w cierpieniu, byłoby wam łatwiej?
- ONA nie potrafi się otworzyć, nam się cały świat zawalił, nie mamy już dla kogo żyć, straciliśmy syna, ty straciłaś męża ale możesz mieć jeszcze i 3 mężów...
- tato, ja już te słowa od ciebie usłyszałam, gdy żegnałam Czarka... i więcej nie chcę ich słyszeć, mam wielką prośbę - nie mów mi tak już nigdy więcej
- pffff... ogólnie się przyjęło, że wdowa może sobie jeszcze życie ułożyć i przykładowo tak mówię o tobie, że możesz mieć kolejnych mężów
- a czy chciałbyś, żebym powiedziała przykładowo o tobie - że gdybyś był młodszy to mógłbyś mieć kolejne dzieci? proszę tylko byś w ten sposób do mnie nie mówił, skoro mnie nie rozumiesz

Usłyszałam, że pozjadałam wszystkie rozumy, że jestem płytka, że chyba uważam go za głupka, który nie rozumie co mówię. A przecież on się bardzo cieszy, że ja swoje małżeństwo uważam za świętość, że chcę w tym wytrwać. On mi dobrze życzy i rozumie.

No i w tym cały problem. Nie rozumie. Ale się zaperza, bo to niesłychane, żebym ja miała swoje zdanie, inne od tego co on uważa za pewnik.

Dawno już przyznałam się sama przed sobą, że nie mogę reszty życia poświęcić na użalaniu się nad sobą i nad swoim cierpieniem. Ból czuję cały czas, ale uczę się go poskramiać by normalnie żyć.
Ale gadania, że mogę jeszcze mieć męża nie zdzierżę. Od nikogo. To moje życie, co będzie to będzie, ale nikomu nic do tego. Dla mnie teść zachował się tak, jakby nie miał uczuć. Więc niby czemu mają go obchodzić czyjeś? Co z tego, że rani?

Może kiedyś przeczytam te słowa i będę się śmiała, a przynajmniej dziwiła mojej dzisiejszej reakcji. Ale teraz, w tej chwili czuję się okropnie. Wiem, że niepotrzebnie się zdenerwowałam. Znam przecież teścia, wiem na co go stać. Ale - jak już pisałam dziś Ani - od razu stanęła mi przed oczami scena sprzed kostnicy. I pytanie teścia, czy będę chciała leżeć obok Czarka, bo przecież jestem młoda i jeszcze sobie życie ułożę. Nikomu nie życzę, by poczuł się tak jak ja wtedy i jak ja niestety ponownie dziś.

Spadam lulu. Jutro z rana jedziemy na działkę "zamknąć sezon" ;)
Pooddycham świeżym powietrzem, natlenię się i spojrzę z uśmiechem na świat.
Dzisiaj nastrój jest do dupy, ale to nie znaczy, że jutro ma być taki sam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny. Jeśli zostawiasz komentarz - proszę, podpisz się. Chyba że lubisz być anonimowy :D