Od kilku dni myślę o naszym koledze Gianfranco - Jarku. 20 września ubiegłego roku zginął w wypadku motocyklowym. Osierocił dwóch chłopaków. Byliśmy na jego pogrzebie w Gdańsku. Pamiętam, jak wielkim szokiem była dla nas wiadomość o tej tragedii. Do Czarka zadzwoniła Anet. Płakała tak bardzo, że trudno ją było zrozumieć. A może po prostu nie mogliśmy, nie chcieliśmy wierzyć w to, co mówiła?
Kto mógł wtedy podejrzewać, że nie minie nawet pół roku a i Czarka będziemy tak żegnać...
W takich momentach myślimy o kruchości naszego życia. O tym, żeby nie odkładać niczego na później - żadnych spotkań, żadnych słów... Bo możemy już nie mieć możliwości ich zrealizowania, wypowiedzenia. W takich chwilach o tym pamiętamy, to fakt. A później? Po tygodniu wracamy do swojego życia, do własnych problemów. Codzienność sprawia, że mówimy sobie - zadzwonię do niej później, teraz mi coś wypadło, zobaczymy się następnym razem.
Zajrzałam dziś na forum motocyklowe. Przyjaciele Jarka zbierali pieniądze, by finansowo wesprzeć jego żonę i synków. To piękny gest. I jakże potrzebny, choć bardzo trudny do przyjęcia. Sama tego doświadczyłam. Otrzymałam takie wsparcie w momencie, gdy było mi naprawdę ciężko. Dobry duszek nie chciał traktować tego jako pożyczki. Na moje Głupio mi odpowiadał Nie martw się, przejdzie Ci. Jestem Ci bardzo wdzięczna za pomoc, za pogaduchy, dobre serce i zrozumienie.
Wiele osób mnie wspierało - zwykłą rozmową, sms-em, czy nawet zapłaceniem rachunku za obiad. To ostatnie było oczywiście miłe, ale szalenie krępujące. No, ale przyjaciele chcą przecież jak najlepiej :D
Najbliżsi - siostra, rodzice, kuzyni - są przy mnie zawsze i wiem, że zrobią dla mnie wszystko co w ich mocy.
Tak sobie jednak myślę, że większość z nas sądzi, że najgorszy czas, to ten po pogrzebie. Staramy się wtedy dzwonić, pisać, ofiarowywać pomoc. Jednak przekonałam się, że w tym okresie człowiek ma na głowie tak wiele spraw, które trzeba załatwić, uregulować, że trudno znaleźć czas na prawdziwe załamanie. Dopiero po pewnym czasie nadchodzi kryzys. Wtedy bliscy zajmują się już swoimi sprawami, a my musimy zmierzyć się ze swym bólem sami. Musimy go oswoić, by dało się z nim żyć. Przynajmniej ja muszę. Ból będzie raz mniejszy, raz większy, ale będzie we mnie trwał. Tak przynajmniej czuję w tej chwili, siedem miesięcy po śmierci Czarka.
Są tylko dwa sposoby przejścia przez życie.
Jeden, jakby nic nie było cudem i drugi, jakby wszystko nim było.
A. Einstein
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny. Jeśli zostawiasz komentarz - proszę, podpisz się. Chyba że lubisz być anonimowy :D