Zadzwoniła dziś mama Czarka. Była sama i chciała chwilę o Nim porozmawiać. Takie rozmowy są trudne, a już przez telefon - wręcz tragiczne. Nie można dotknąć, pogłaskać, podać chusteczki, przytulić. Słyszałam łkanie cierpiącej kobiety i nie mogłam w żaden sposób jej pomóc. Nie mogłam też pomóc sobie. Rana się otworzyła, rozjątrzyła. Moja dolina smutku wciągnęła mnie w głąb bez żadnego ostrzeżenia.
Teraz teściowa - 7 miesięcy po śmierci syna - zastanawia się co będzie, gdy jej mąż odejdzie, gdy zostanie sama. Myśli o domu opieki... Zapomina, że ma rodzeństwo, które jest jej bliskie. Zapomina, że ma mnie - bo śmierć Czarka nie przekreśliła przecież naszych relacji. Ona już uważa się za samotną, opuszczoną.
Mówi mi - jesteś młoda, ułożysz sobie życie. Powiedziałam jej, że takie słowa ranią mnie, ale ona tego nie rozumie. Ma 64 lata a zachowuje się, jakby nie miała już po co i dla kogo żyć, jakby stała nad grobem. A ja? Czy znajdę sobie kogoś? Nie wiem. Nie mówię - nie. Mówię - może. Ale realnie patrząc, to wątpię. A jeśli nawet, to nie wydaje mi się, bym zdecydowała się na małżeństwo. Dzieci nie mam i mieć nie będę. Dla kogo więc będę żyć? Kiedyś też zostanę sama. Takie jest życie.
Ale nie zamierzam już teraz tego roztrząsać, po co zakładać najgorsze scenariusze. Będzie, co los przyniesie. Ważne, że moja dolina nie pochłania mnie całkowicie. Że pozwala wynurzać się, oddychać normalnie, śmiać się i marzyć. Po prostu żyć.
Życie jest łatwiejsze, niż się wydaje.
Wystarczy godzić się z tym, co jest nie do przyjęcia, obywać się bez tego, co niezbędne i znosić rzeczy nie do zniesienia.
- Kathleen Morris
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny. Jeśli zostawiasz komentarz - proszę, podpisz się. Chyba że lubisz być anonimowy :D