No to doigrałam się.
Już rok temu żylak w nodze dawał mi znać... zrobiłam badania przepływów i lekarz powiedział, że za rok, dwa trzeba będzie operację robić. Ciągle byłam na lekach przeciwbólowych i jak się po kilku tygodniach uspokoiło, to zapomniałam o całej sprawie. Ważniejszy był Czarek i jego zdrowie. Teraz wszystko powróciło. W poniedziałek idę do chirurga. Ciekawe czy mnie będzie chciał już na stół brać. Co prawda agness wspominała, że takie zabiegi robią też i laserem, ale ja się chyba do tego nie kwalifikuję. Ale zobaczymy... nie kraczę, bo skrzydeł dostanę ;)
Ważne, żebym do 7 lipca jako tako wydobrzała :D Rodzice mają 55 rocznicę i zabieramy ich z Ulą do teatru na "Białą bluzkę" Jandy. Już uprzedziłyśmy tatę, żeby miał przy sobie kartę, bo po spektaklu do jakieś knajpki wypada się wybrać :D
Nie da rady nie myśleć o naszej rocznicy. 20 lipca byłaby okrąglutka - 20-ta.
Podobno porcelanowa. No to się stłukła... Smutno mi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny. Jeśli zostawiasz komentarz - proszę, podpisz się. Chyba że lubisz być anonimowy :D