środa, 9 listopada 2011

A po nocy nastaje dzień

Nocne zmory na szczęście pierzchły ;)

Rano tata woła Vikę na spacer. Czuję, że leży mi w nogach i próbuje wstać, ale nic z tego. Patrzę, a ta sierota siedzi w poszewce... Musiałam rozpiąć guzik, żeby mogła się wydostać. Psy potrafią być bezbłędne. Jak ona tam wlazła zostanie jej słodką tajemnicą ;)

Biorę się za pracę z rachunkowości. Temat - Charakterystyka dokumentów bankowych. Właściwie, to muszę tylko zakończenie wymyślić, samą pracę już mam w kompie. Tiaa... w kompie... Ale kobieta wymyśliła sobie, że mamy ją napisać odręcznie. Zrobiłam sobie już próbkę, ale pisanie 13-14 stron to jakiś koszmar. Zupełnie odzwyczaiłam się od tego. Kiedyś pisanie długopisem to przecież była normalka, a teraz tylko stuka się w klawiaturę. Ech... ale cóż robić. Jak chce kobieta męczyć się z rozczytywaniem, to jej sprawa ;)

Jutro idziemy na Habemus Papam - mamy papieża. Właściwie to już w ostatniej chwili, bo przestają grać. Recenzje są różne, ale ciekawa jestem postaci, jaką gra Jerzy Stuhr, którego uwielbiam. Podobno rola idealna dla niego, zagrał brawurowo. No, ale to nietuzinkowy aktor, więc nie dziwota ;)

Jakoś noc mnie natchnęła na Stinga... Czarek co chwilę nastawiał Desert Rose, więc teraz dla przypomnienia...



A dla mnie jeszcze nostalgiczny kawałek Fragile

2 komentarze:

  1. Jak skończy Ci się długopis to Ci pożyczę :D:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty się chichrasz... a to naprawdę ból ;)
    Zupełnie się odzwyczaiłam od takiego pisania.
    Ale kto ma dać radę, jeśli nie ja? (tak mnie podnosił na duchu mój instruktor przed egzaminem praktycznym :D)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny. Jeśli zostawiasz komentarz - proszę, podpisz się. Chyba że lubisz być anonimowy :D