czwartek, 24 marca 2011

Trzeba swoje wypłakać...

Dzisiaj zdjęłam w końcu Twoje kurtki z wieszaka w przedpokoju. Zapewne nie miały już Twojego zapachu, ale ja i tak go czułam. Tuliłam do nich twarz i płakałam. Tak bardzo chciałabym, żebyś wrócił. Żeby to co się dzieje okazało się tylko okrutnym snem.

Jesteś we wszystkim co mnie otacza, w każdej kartce papieru, książce, nawet latarce :D Tak, lubiłeś latarki... Zawsze jakaś musiała być pod ręką tak, żebyś nie musiał ruszać się z fotela :D Na szafce, w plecaku, w samochodzie - wszędzie latarki... To chyba jakaś obsesja z czasów łażenia po bunkrach w Międzyrzeczu :D

Jak długo można być dzielną i znosić taki ból? Co ja mówię - być dzielną? Raczej robić takie wrażenie... Dzisiaj wszystko we mnie krzyczy. A przecież to jest zwykły dzień, wcale nie wyjątkowy. Ot, po prostu dzień, w którym poczułam, jak mi Ciebie brak, jak bardzo jest mi źle. Może dlatego, że poszłam dziś do samochodu. Ty ostatni dotykałeś kluczyków, otwierałeś bagażnik... Takie drobiazgi, a dla mnie teraz niesamowicie istotne. Normalnie nie zwraca się na nie uwagi. Więc po co robię to teraz? Czemu z namaszczeniem dotykam sprzętów codziennego użytku tylko dlatego, że przypominam sobie jak Ty to robiłeś? Takie to dziecinne...
Nie, w żałobie nie ma głupich czy dziecinnych zachowań. To jest zupełnie odmienny stan od "normalnego". Mam prawo krzyczeć, płakać, przeklinać, nawet zwyczajnie milczeć. Jak mi powiedziała moja pani doktor - muszę swoją żałobę przejść. Nie znieczulę jej lekami, nie skrócę, nie zabiję pracą. To jest mój czas, który mam prawo przeżyć po swojemu, nie oglądając się na innych. A swoje i tak jeszcze wypłaczę...

Wiem, że muszę i będę dalej żyć; robię to przecież właśnie... Ale nie mam pojęcia jak mi się to udaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny. Jeśli zostawiasz komentarz - proszę, podpisz się. Chyba że lubisz być anonimowy :D