sobota, 22 września 2012

Zarobiona po kokardki ;)

Ostatnio nie wiem w co ręce włożyć. Mam tyle spraw do załatwienia, do tego dochodzi nauka, wiecznie odkładane porządki... Wychodzi na to, że w końcu wszystko rzucam i skupiam się na egzaminach. Lubię się uczyć, ale ten kurs kadrowo - płacowy, a właściwie ilość materiału, jaki nam na nim wtłaczają to jakaś pomyłka... Dwa razy po 5 godzin Płatnika i trzy razy po 6 godzin z Symfonią, nawet jeśli kobieta z własnej inicjatywy zostaje z nami o godzinę dłużej, to nieporozumienie... Może jeszcze gdybyśmy te zajęcia mieli w krótkim okresie czasu... ale one są rozciągnięte na cztery tygodnie, co jest kompletnie bez sensu. Faktem jest, że wcześniejszej teorii było dużo, zadań także, no i egzamin wszyscy zaliczyli - ja, nie chwaląc się zdałam celująco, choć przyznaję że nie obyło się bez błędów ;) Ale te programy, to czarna magia ;) Nic to, w przyszłym tygodniu wszystko się wyjaśni. Do tej pory dawałam radę, to i teraz muszę sobie poradzić :)

Uczę się i uczę. Zaniedbuję przyjaciół, pisanie blogów, mam jeszcze niezałatwione sprawy działki - muszę pojechać z papierami do Otwocka i do Garwolina, sypialnia leży odłogiem i czeka na zbawienie, materac na wymianę, nie wspominając o dużym pokoju, który znowu wygląda jak graciarnia. Maszynę do pieczenia chleba udało mi się wyekspediować do kuchni, ale za to doszło pudło z piecykiem elektrycznym. Piecyk czeka na swoją półkę nad zamrażarką. Na swoją półkę czeka również mikrofalówka, ale ta przynajmniej stoi tymczasowo na owej zamrażarce... Nie ogarniam już tej piaskownicy.

Dzwoniła Anielica, dzwoniła Anet, dzwoniła Renata - z tą się przynajmniej umówiłam konkretnie. Ale co z tego, jak i tak do spotkania nie doszło... Wszystko odkładam na później. Na PO egzaminach. Czyli na październik. A wtedy z kolei mam już szkołę ;) I wyjazd do Częstochowy z Ulą :) I różnych lekarzy ;) No i praktyki muszę odbyć, tyle że nadal nie mam na nie ze szkoły żadnych dokumentów... Wszystko zostawiają na ostatnią chwilę, normalka.

Ludzie pracują, mają dzieci, dodatkowe zajęcia i ze wszystkim dają radę. Tylko ja narzekam :) Kompletnie niezorganizowana jestem, o! Mimo że wszystko zapisuję w kalendarzu...

Aha, no i byłyśmy w środę z mamą w Aninie, w przychodni przy Instytucie Kardiologii. Lekarz porobił sobie notatki z wypisów, zbadał mamę i stwierdził, że wszystko jest dobrze. Że leków nie trzeba zmieniać, dawkowania też nie. Tylko radzi iść do neurologa w sprawie tych "incydentów" z zawrotami głowy. W sumie pół dnia tam przesiedziałyśmy, żeby na koniec znowu zapisać się na wizytę za pół roku...

W październiku za to tata ma nefrologa i kardiologa. Poziom mocznika ma podniesiony, mam nadzieję że ktoś coś w końcu na to poradzi, bo nasza lekarka pierwszego kontaktu, to więcej na urlopie siedzi, niż w przychodni ;)

Zbliżają się długie jesienne wieczory... Fajnie byłoby tak zalec w fotelu, pod pledem, z grzanym winem w dłoni... Normalnie we wrześniu Czarek brał urlop i wyjeżdżaliśmy. Najczęściej na działkę. Cudnie było wtedy... I grzaniec był ;) I grzyby były :) Napisałam - normalnie... Teraz już nic nie jest normalnie.

No i muszę w końcu spotkać się ze znajomymi, tyle że aż wstyd do nich dzwonić, tyle czasu się nie odzywałam :)

Ale wszystko w swoim czasie. Teraz wracam do zasiłków, urlopów i wynagrodzeń. Przynajmniej nie widzę tej pochmurnej pogody za oknem :)

1 komentarz:

  1. Dobrze wiedzieć, że pomimo takiego nawału zajęć idziesz do przodu :-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny. Jeśli zostawiasz komentarz - proszę, podpisz się. Chyba że lubisz być anonimowy :D