czwartek, 14 czerwca 2012

Ciągły brak czasu

Brakuje mi czasu. Na wszystko. Na naukę, na pisanie dla taty, na robienie obiadu, na wyjście z psem, na czytanie książki, że o sprzątaniu nie wspomnę. Wszystko robię na raz. Źle sypiam, ale w nocy z kolei za nic konkretnego nie mogę się wziąć, bo jestem przymulona...
Leki, które dostałam w szpitalu pomagają, łopatka i ręka mniej bolą, ale mimo wszystko bolą. Cały czas czuję mrowienie w dłoni, często muszę masować łokieć, żeby ból rozszedł się choć trochę. Zapisałam się na wtorek do lekarki, muszę zrobić w końcu rtg barku i kręgosłupa szyjnego. Jeśli to wszystko wina kręgosłupa, trzeba mi rehabilitacji bo dłużej tak nie wytrzymam. Czy zawsze musi tak być? Ledwo noga przestała mnie boleć, to zaczęła ręka... Nie może być po ludzku, normalnie, dobrze?

Wiem, że może :D Spokojnie poczekam.

Zjazd na działce oczywiście super! No i miałam pierwszą dalszą wyprawę :D Pojechałam z Ulą po Kuzynów do Zgierza. Jechało mi się bardzo dobrze. W drodze powrotnej na działkę zaliczyliśmy autostradę ;) Nawet na tym nie wykończonym odcinku, gdzie nie ma ostatecznej warstwy asfaltu było ok. Chyba naprawdę lubię siedzieć za kółkiem :D Ale w sumie nie mogę żałować, że wcześniej nie zrobiłam prawa jazdy, bo wiem, że Kijek mi nie pasował. Lubiłam ten samochód i to bardzo. Ale nie czułam go, gdy przychodziło do siadania za kierownica. Z Astrą jest zupełnie inaczej. Jest idealnie. Nawet do Yariski daję radę się przyzwyczaić... Choć dopiero po kilku minutach jazdy ;)

Podczas pobytu na działce doszły do nas trzy wieści. Póki co piszę tylko o dwóch, żeby nie zapeszyć ;)

Ula została babcią chrzestną!!

Jej chrześniakowi, Albertowi urodził się syn :D To już kolejne pokolenie w jego rodzinie, w którym zarówno rodzice, jak i dzieci noszą imię na A - mamy więc Artura :D
To śliczny chłopak, niesamowicie podobny do swojego pradziadka. Dosłownie skóra zdjęta z Józia :D Artur jest wcześniakiem, ale szybko nadrabia zaległości i niedługo pewnie prześcignie kolegów ;) Wiem, ze Aneta w idealnym momencie trafiła do szpitala - to była ostatnia chwila na uratowanie i matki i dziecka. Skoki ciśnienia były niesamowicie groźne. Ale na szczęście cesarka udała się i na świecie pojawił się jeszcze jeden przystojniak ;)

Poza tym zadzwonili do mnie w sprawie kursu na Specjalistę ds. kadr i płac. W zeszłym roku, czyli jak dla mnie całe wieki temu... wysłałam zgłoszenie. Kompletnie o nim zapomniałam. Zresztą nie myślałam, że się zakwalifikuję. To jest projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej. Trzeba było spełnić szereg wymagań, wypełnić masę testów. Ale o dziwo udało się. Cieszę się, bo rachunkowość i kadry w dużym stopniu zazębiają się, więc to tylko dla mnie lepiej, jeśli myślę o założeniu w przyszłości biura rachunkowego. A myślę :)
Wczoraj miałam pierwsze zajęcia. Na razie był to doradztwo grupowe - dot. pisania CV, listu motywacyjnego, podejścia do rozmowy kwalifikacyjnej. No i dostaliśmy kolejne testy do zrobienia w domu. Testy osobowościowe, związane z predyspozycjami i preferencjami zawodowymi, kompetencjami, systemami wartości. Nie lubię tego, bo pytania są podchwytliwe, odpowiedź często zależy od okoliczności, trudno tak uogólniać. Muszę to wszystko przygotować na spotkanie indywidualne z trenerką. Zaplanować moją tzw. karierę zawodową do roku 2017 ;)

Zanim się za te testy wezmę, to jednak powinnam pouczyć się do egzaminu z rachunkowości. Jakoś tak kobieta robi z nami wszystko po łebkach. Właściwie nie zebrała wszystkiego, żeby to tworzyło jedno spójne zadanie, tylko ćwiczyliśmy poszczególne polecenia wyrwane z kontekstu.... Nie wiem jak to pójdzie w sobotę. Mam tylko dwa dni na poćwiczenie zadań. Zaraz się porozkładam na dużym stole i... mam nadzieję, że nie zasnę ;) Wczoraj padłam jak wypluta. Kurs, zakupy, błądzenie po Targówku w strugach deszczu, wizyta z rodzicami u lekarza, pisanie dla taty... Ledwo na oczy widziałam. Musiałam się przespać. Zresztą wszystkim nam się to należało i faktycznie pospaliśmy dobrze a i noc była idealnie przespana. Widać organizm bardzo domagał się snu.

Ania napisała podanie do pacy o zapomogę na leczenie. Doradził tak jej przełożony. Mówił, że ma spore szanse.Wiec skoro tak, to warto było spróbować. A kasa faktycznie jest potrzebna i to nie mała.
Ciągle czekamy na wyniki badań histopatologicznych. Nie wiem jak rozmawiać z Anią, jak jej pomóc. W jej rodzinie dzieje się źle. Brak jej wsparcia od bliskich, sama właściwie musi się zmierzyć z chorobą, codziennych obowiązków wcale nie ubywa a wręcz przeciwnie. Jeśli zdecyduje się na leczenie w Warszawie, zatrzyma się u mnie, mam nadzieję że chociaż psychicznie będzie jej łatwiej, podładuje akumulatorki do dalszej walki. Bo walczyć trzeba. Nowotwór jest groźny, ale można z nim wygrać. Trzeba tylko w to uwierzyć i mieć siłę. A siły będzie Ania potrzebowała bardzo dużo. Ale będzie dobrze. Musi być.

1 komentarz:

Dziękuję za odwiedziny. Jeśli zostawiasz komentarz - proszę, podpisz się. Chyba że lubisz być anonimowy :D