niedziela, 9 czerwca 2013

Uwierz w ducha

Wielki kinowy przebój lat 90-tych. Gdy go wtedy oglądałam zachwycałam się przepiękną muzyką, rewelacyjną grą Whoopi Goldberg, no i zmysłową sceną Patricka i Demi przy kole garncarskim ;)

Dzisiaj obejrzałam go ponownie. Nadal mi się podoba, choć rozumiem też tych, którzy określają go jako kiczowaty. Jednak w tej chwili patrzyłam na niego z innej perspektywy. Nie jako widz, który jest ciekaw fabuły filmu, zaintrygowany jak dalej potoczy się akcja, ale jako osoba, która straciła ukochanego. Łzy leciały mi nie z powodu wzruszających scen ale dlatego, że patrząc na ekran widziałam Czarka.

Przypomniał mi się dzień Jego odejścia, wszechogarniająca cisza, którą wtedy czułam. Kiedyś mówiliśmy o tym, że gdy któreś z nas przejdzie na drugą stronę - jeśli taka w ogóle istnieje - to postara się jakoś dać znać, że gdzieś tam jest... Przesunie ramkę ze zdjęciem czy coś w tym stylu. Takie głupotki to pewnie każdy w młodości wymyśla. No ale chyba się sprawdzają, bo ja miałam przecież otwierające się drzwiczki w regale ;)

Brak mi dotyku, miziania Czarka po krótkich, świeżo przeze mnie przystrzyżonych włosach ;) Brak mi rozmów, szeptów, czułości, bliskości. Brak mi przekomarzania się, wybuchów śmiechu, kłótni, spierania się i przepraszania. Brak mi zapachu, smaku, brzmienia głosu. Brak mi wkurzania się, że ciągle leci Depeche Mode albo Rammstein ;) Mogłabym jeszcze bardzo długo wymieniać... Tylko co to da? To se uz ne vrati... A jednak wspominam, rozdrapuję ranę, by potem ją pieczołowicie zasklepiać. Na jakiś czas :)

Wieki całe nie płakałam. Cieszę się, że akurat dziś wróciłam do tego filmu, do wspomnień. Oczyściłam się, podniosłam na duchu i właściwie nie jest mi już smutno :D

See You :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny. Jeśli zostawiasz komentarz - proszę, podpisz się. Chyba że lubisz być anonimowy :D