sobota, 24 marca 2012

Szpitalnie - powtórka, ale na czyje życzenie??

Wczoraj mówiłam Uli, że nie piszę na blogu, bo właściwie nic się nie dzieje... Mama jeszcze na rehabilitacji, ale coraz silniejsza, migotanie przedsionków zaczyna się stabilizować.
Dziś zajęcia miałam krócej, więc pojechałam do Czarka. Wyjęłam z dzbanka sztuczne kwiaty i wstawiłam tulipany, żółciutkie ;) Było tak pięknie, słonecznie. Prawdziwa wiosna. No i fajnie mi się jechało.
Wracam do domu i co? Tata źle się poczuł na spacerze z Viką. Jeden z sąsiadów odprowadził go do domu.
Zmierzyłam tacie ciśnienie, 103/54... A normalnie bierze leki na nadciśnienie...
Dałam mu kanapkę, kawałek batonika, łyżeczkę cukru... Położyłam wyżej nogi. Ale w sumie źle zrobiłam, bo siedział na fotelu, a powinnam go położyć na łóżku. W każdym razie za jakiś czas przyszłam, żeby znowu zmierzyć ciśnienie. Chciał usiąść przy stole. Podprowadziłam go... i nagle odleciał. Nie reagował na to co mówię, przelewał się przez ręce... miał ochotę spaść z krzesła. Nie mogłam go puścić, ale w końcu jakoś podtrzymałam i przeszłam kilka kroków po telefon. Zadzwoniłam po pogotowie. Już jak rozmawiałam z lekarzem, to tata zaczął dochodzić do siebie. Lekarz prosił, żebym tatę położyła i podniosła mu nogi. Wzięłam taboret, położyłam na nim poduszkę i dopiero tacie na nim nogi oparłam. No i czekaliśmy. Jakoś się specjalnie nie spieszyli. Lekarz powiedział że to niskie ciśnienie zmęczyło za bardzo serce. Podłączyli go do kroplówki, wezwali drugi zespół, żeby pomógł tatę znieść. Jeszcze jak było pogotowie przyjechała Ula, wyszła z Viką na spacer, no i potem zawiozła nas do szpitala. Długo tam czekałyśmy... w domu byłam po 22-giej a karetkę wzywałam o 19-tej. Dyżurny powiedział nam, że z sercem wszystko w porządku. Ale wzięli tatę na chirurgię, bo ma krwawienie z przewodu pokarmowego. Biedny taki... z rurkami w nosie... A później lekarz na oddziale powiedział, że morfologia nie jest dobra i będą chcieli przetaczać tacie krew. Ale na dzisiaj to już chyba wszystko. Reszty dowiemy się może rano. Pojedziemy z Ulą do szpitala na 8, ja potem do szkoły na 9-tą.
Czuję się okropnie, tak samo było z mamą. W sensie - pogotowie i szpital a ja mam szkołę. Wtedy to nawet miałam egzamin. Teraz też tata mówi, żeby jechała na zajęcia. Sama wiem, że nie mogę sobie pozwolić na zawalenie... Ale uczucie, że źle postępuję nie daje mi spokoju.
Dzisiaj znowu mi się wydaje, jakby Czarek dawał jakiś znak. Czemu akurat dziś do Niego pojechałam? Planowałam to już od kilku dni. Może właśnie tak miało być, może musiałam przyjechać do domu później, by w końcu wezwać karetkę. Świruję, bzdurzę, może... a może nie.
Idę spać. Teraz tylko to mogę zrobić.
Rano Ula przyjedzie. Dobrze, że mamy siebie. Jeszcze nas czeka rozmowa z mamą, która o niczym nie wie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny. Jeśli zostawiasz komentarz - proszę, podpisz się. Chyba że lubisz być anonimowy :D